Luźna recenzja “StarCraft 2: Wings of Liberty”

Kolejny archwialny tekst. Pewnie potem wrzucę omówienie 12 odcinka "Beastars" i parę drobnych, filmowych newsów. Póki co łapcie moją recenzję drugiej częsci "StarCrafta". Życzę miłej niedzieli!

"StarCraft 2" to gra, na którą czekałem przez wiele długich lat. Chwytałem każdego newsa, jak pelikan i cierpliwie czekałem na efekty. W końcu jednym ze znaków rozpoznawczych Zamieci, jest dopracowywanie produkcji na maxa, przed ich wypuszczeniem na rynek. Grałem w wersję beta, która wyciekła do sieci, lecz mój ówczesny laptop ledwie-ledwie ją udźwignął. Nie miałem kasy na nowy sprzęt, więc moje poznawanie gry ograniczyło się oglądania filmików i cut-scenek na YT. Po wielu latach Blizzard wypuścił "Wings of Liberty" do sieci za darmo (pozdro dla tych, co kupili grę za 200 zł xD... powiem tak, gdyby gra była starsza o 3 lata, to ok, nie przeszkadzało by mi to, ale mimo wszystko trochę szkoda), więc postanowiłem sprawdzić możliwości mojego nowego laptopa (DotA 2 chodzi bardzo płynnie na średnich detalach i z włączonymi wszystkimi dostępnymi dodatkami graficznymi). Pierwsza część gry mnie po prostu urzekła. Wsiąknąłem w ten świat, interesowałem się rasą Xel'Naga, szukałem informacji o ich przeszłości, ściągałem porządnie wykonane fanowskie kampanie, kilkukrotnie ogrywałem tryb single-player. Ba, moja fascynacja tym tytułem skończyła się na próbie, zrobienia fanowskiego RPG'a w świecie gry na forum. Lata mijały, a ja zmieniłem priorytety, miałem inne, ważniejsze wydatki, a im dalej od premiery, tym mniej mi się chciało wydać te 200 zł. I po latach stwierdzam, że to była dobra decyzja, bo gra mi się nie spodobała. Mówiąc szczerze, to przeszedłem ją głównie dlatego, że to "StarCraft". Gdyby to był tytuł jakieś nieznanej firmy, to może przerwałbym grę w połowie. Z tego co pamiętam, to chwilę po premierze, byłem w zdecydowanej mniejszości i niejednokrotnie widziałem "bekę z typa", który ośmielił się skrytykować single'a SC2, więc ograniczyłem się głównie do biernego obserwowania przed faktycznym przejściem gry.

Z góry powiem, że nie grałem w tryb dla wielu graczy, gdyż jestem zwyczajnie za cienki w rozgrywki sieciowe. Nie mam już tego drygu do RTS-ów. Czasem gram sobie mapkę w "Age of Empires 2 HD", pyknę mecz dziennie w Dotę (albo parę w weekend) i to tyle. Być może "WarCraft IV" by mnie przekonał do siebie od strony multi. Weźcie więc pod uwagę, że oceniam wyłącznie kampanię i nie krytykuję ani trochę trybu sieciowego. Mam duży szacunek do e-sport", a tu Blizzard spisał się na medal, jak zwykle zresztą, także En' Taro Adun, Lok’ tar ogar itd.
W sumie moje zarzuty niespecjalnie zmieniły się przez lata. Fabuła drugiej części jest po prostu do dupy i wygląda przy jedynce (przynajmniej, jak dla mnie), jak plastikowa, słaba chińska podróbka z czasów naszej młodości. Nie wciąga w ten sam sposób, nie stawia wyzwań graczowi, nie odczuwałem przy niej syndromu “jeszcze 15 minut...”. Nie jest to argument typu "kiedyś było lepiej" i nie odbierajcie tego w ten sposób. Status quo niespecjalnie się zmienił na przestrzeni tej gry (wszakże Sara ponownie została Królową Ostrzy mimo naszych trudów w kampanii). Odnosiłem wrażenie, jakbym oglądał adaptację "WarCraft: Reign of Chaos”, tyle że w kosmosie (naprawdę dużo misji było wręcz żywcem wyjętych z krainy Orków). O ile sposób prowadzenia kampanii (jak i sam gameplay", to kolejny krok naprzód, jeśli chodzi o rozwój gatunku strategii czasu rzeczywistego, o tyle w kwestii samej fabuły, jest to moim zdaniem kilka kroków wstecz. Gra jest (moim zdaniem rzecz jasna, możecie się nie zgodzić) jedynie cieniem poprzedniczki, jeśli chodzi o przedstawienie postaci, ich rozwój oraz zawartego w niej klimatu. O ile Raynor i syn Mengska byli w miarę spoko, o tyle cała reszta była dla mnie niespecjalnie ciekawa (Kerrigan o dziwo również, aczkolwiek nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek ją szczególnie lubił, fajna kreacja, ale wolę inne istoty z uniwersum). Tak jak żywię naprawdę ciepłe wspomnienia, wobec większości postaci z SC1 i dodatku "Brood Wars", tak tu... Meh.

Dawno temu, gdy mój angielski był jeszcze gorszy niż obecnie, to nie byłem w stanie w pełni zasmakować fabuły w "StarCrafcie" (inna sprawa, że jest moim zdaniem trudniejsza do ogarnięcia niż "WarCraft", którego mogę streścić w parę minut... w całości :P). Mój dobry kumpel (pozdrawiam Starke, jeśli to jakimś cudem czytasz), a zarazem autorytet w paru dziedzinach, nie raz mnie wyśmiewał, gdy mówiłem, że "WarCraft jest lepszy niż StarCraft" (czy to w formie dłuższych postów, czy krótkich wpisach na shoutboxie). Po latach zacząłem mu przyznawać rację. Grając w "StarCrafta 2" czułem się prawdopodobnie mniej-więcej, jak Czarek, gdy grał w 3 część "WarCrafta". O ile poziom trudności pierwszych misji mogę zrozumieć, jak i ich niskie skomplikowanie (to w końcu tradycja strategii od Blizzarda, pierwsze mapy to swoisty samouczek), o tyle dalej nie było specjalnie lepiej. Nie zrozumcie mnie źle, to nadal dobry produkt, po prostu miałem zwyczajnie zbyt wysokie wymagania. Co prawda, mniej-więcej po premierze "Age of Mythology" (pomijając "Command and Conquer 3" + dodatek "Kane Wrath" i to nieszczęsne gówno zwane "Command and Conquer 4"), przestałem zasadniczo śledzić rozwój RTS-sów, ale ja "zjadłem zęby" w produkcjach z tego gatunku. Gra jest przede wszystkim za prosta, całość przeszedłem na relatywnym lajcie na trzecim poziomie trudności (poza finałową misją, którą musiałem przejść na drugim poziomie i to po wielu próbach, Zergowie zbyt mocno mnie masakrowali pod koniec). Poza tym, nie chcę skłamać, ale chyba więcej czasu spędziłem na przechodzeniu kampanii "Reign of Chaos", co też nie najlepiej świadczy o poziomie tłumaczeń Zamieci (chodzi mi o podzielenie gry na 3 części, bo projekt się za bardzo rozrósł, już wtedy pisałem, że chodzi o hajs xD). Nie wspominam też o tym, że to dość mało misji i liczyłem na około 10 więcej (w końcu po coś się tłumaczyli). Jasne, można grać na tak hardkorowym levelu, że trzeba mieć mocnego skilla, ale zdecydowana większość plansz była zbyt banalna. W "Reign of Chaos", a w szczególności w "Frozen Throne", musiałem zauważalnie częściej ponownie zaczynać misje od nowa, bo dałem dupy na jakimś etapie rozgrywki i ciężko było to naprawić. Tutaj, nie licząc finału, do którego podchodziłem osiokrotnie, musiałem 2 razy powtórzyć misję, a uwierzcie mi, marny ze mnie gracz. Nie licząc RTS'ów, w których idzie mi całkiem nieźle (a i tak mam zbyt wolny wzrost skilla, względem kolegów w podobnej sytuacji), to nie jestem zbyt lotny w gry.

Wracając jednak na krótko do zalety, którą wymieniłem kilka dobrych zdań temu. Jakkolwiek bym nie narzekał na nowy Blizzard, tak po raz kolejny rozwinęli gatunek RTS, coraz to bardziej dopracowując mistrzowską formułę. Rozmowy na mostku pomiędzy załogantami, rozwijanie armii w Zbrojowni, bardziej rozbudowane misje w kampanii (od strony cut-scenek, tego co się dzieje na ekranie, nie pod względem poziomu trudności)... No kurde, bardzo chętnie zobaczę to samo w "WarCraft IV"!!! Poza tym naprawdę doceniam wszystko to, co zrobiło studio dla rozwoju rozgrywek multiplayer i edytora map. Nie zagłębiałem się w to i nie zamierzam, bo jestem na to za cienki, ale widziałem możliwości obu. Cóż, jeśli mnie pamięć nie myli, to prawie zbankrutowali przy produkcji tej gry. Możliwości edytora są olbrzymie, a multiplayer to spełnienie marzeń fanów "WarCraft 3".

Od strony muzycznej jest całkiem wporzo, ale mimo wszystko zdecydowanie wolę utwory z pierwszej części gry, które praktycznie w ogóle się nie zestarzały. Zremasterowane kawałki brzmią całkiem ok, nowe bywają fajne, generalnie bez większego szału na tym tle. Po SC1, W3 i WoW-ie jestem nieco zawiedziony. Nie no, przesadzam. Kawałki są spoko, ale tak jak w poprzedniczce kochałem każdy, tak tu... no jest tego zwyczajnie mniej. Jeśli chodzi o grafę, to mam lapka za 2 tysie i gra chodzi stosunkowo płynnie na średnich detalach. Prezentuje się naprawdę ładnie, choć dla mnie jest zbyt plastikowa. Bardziej mi odpowiadała grafa z przywołanego tu "Command and Conquer 3" (aczkolwiek ona po prostu ładnie się prezentowała, jeśli chodzi o detale, to nie ma startu do dzieła "Blizzarda"), aczkolwiek nie mam specjalnych powodów do narzekania. Ot czysto subiektywne odczucia.

Jak sami widzicie, niespecjalnie podobała mi się gra. W przyszłości pewnie pogram parę mapek, może kilka z botami, ale podejrzewam, że do roku czasu usunę ją z dysku i raczej na niego już nie wróci. Podobno im dalej, tym gorzej, a ja już nie chcę psuć sobie wspomnień związanych z tą marką. Aczkolwiek na pewno kupię zremasterowaną wersję jedynki, bo ta podobno “tyra czaszki” :).