Moja opinia o Weekly Shōnen Jumpie
Kolejny archiwalny tekst, tym razem o magazynie, w którym wydawano "Dragon Ball", "Rycerzy Zodiaku", "Kapitana Tsubasę", "Yu gi Oh" . Jednym zdaniem, bajki które zbudowały część naszego dzieciństwa :). Udanego sobotniego popołudnia! :)
Weekly Shōnen Jump to najlepiej zarabiający tygodnik komiksowy w Japonii, a jego staż jest jednym z najdłuższych biorąc pod uwagę wszystkie podobne magazyny. Przez te wszystkie lata, mangi motywowały ludzi z przeróżnych zakątków globu do ćwiczeń wraz ze swoimi ulubionymi bohaterami. Np. Zidane oglądał za młodu "Kapitana Tsubasę", z kolei niemała grupka zawodników MMA pokazała, że Goku i spółka są im dobrze znani. Nie ominęło to również Polski (w końcu skądś się wziął mem: "Godzina 16 - wszyscy do domu, bo DBZ!"), jeden z sportowców (Borys Mańkowski), chwalił się, że orał pole jak Songo. Mimo tych świetnych historii i nietuzinkowych postaci, tygodnik wydaje mi się borykać z kilkoma problemami, które postaram się przedstawić i jakoś to ze sobą powiązać.
Warto zacząć od komiksu, który był pierwszą mangą o tak gigantycznym zasięgu. Mowa tu rzecz jasna o „Dragon Ballu”. Międzynarodowy sukces tej kolorowanki spowodował, że przez lata starano się zarobić kilka razy na tym samym pomyśle (oczywiście zmieniano fabułę, czas akcji i parę innych rzeczy, ale "core" scenariusza pozostawał zasadniczo niezmienny). Czego efektem jest "Naruto", "Bleach", w pewnym stopniu "One Piece", czy "Hunter x Hunter". Ci którzy grali w latach '90 w gry FPP i RTS na PC, pamiętają że przez lata strzelanki określano mianem „gier Doomo-podobnych”, a większość pomysłów ze strategii bezczelnie zżynano od Blizzarda, czy Westwoodu. Podobnie było swego czasu z grami MOBA, gdy studia chciały powtórzyć sukces Valve i ekipy odpowiedzialnej za sukces "League of Legends". Albo odchodząc od tematu gier - Chińczycy sukcesywnie kopiujący zagraniczny sprzęt, którym coraz skuteczniej zapychają rynek. Co to wszystko łączy? Chęć zarobienia łatwych pieniędzy na chłonnym rynku. Wszyscy ludzie się tym kierują niezależnie od miejsca zamieszkania. Tygodnik "wstrzelił" się ze swoimi komiksami i chciał z tego wycisnąć tyle, ile się da. Oczywiście, tak jak teraz, tak i wtedy wychodziły tytuły odróżniające się od lubianych przez widownię schematów, ale dało się odczuć wpływ Smoczych Kul na niektóre aspekty prowadzenia mang i nie raz się spotykałem z narzekaniem fanów na nadmierne podobieństwa względem "Dragon Balla".
Lata mijały, hajs się zgadza, komiksy wychodzą – żyć nie umierać. Problem polega na tym, że wszystko ma swój początek i koniec. Nie da się przeciągać mang w nieskończoność, bo można zepsuć strukturę historii przez jej nadmierne wydłużanie (jak "Bleach", czy jeszcze lepszy przykład - "Naruto"). Można je natomiast zastąpić świeżymi tytułami, które zdobędą nowe grono czytelników. Niestety, wydawnictwo nie zachęca warunkami pracy, zarobkiem, zaś nadgorliwość edytorów i przeszkadzanie w procesie tworzenia komiksu, zostało dobrze pokazane w „Bakumanie”. Czasem można usłyszeć o problemach, jakie miał mieć rzekomo (opieram się na pewnym, ale nie zweryfikowanym w 100% źródle) autor "Naruto". Miał sztucznie rozciągać lub przyśpieszać niektóre rozdziały, przez co straciły swoje naturalne tempo. To by nawet tłumaczyło niektóre głupotki fabularne w tej mandze, które były tak kuriozalne, że można było odnieść wrażenie, jakby Kishimoto wymyślał je po pijaku.
Z drugiej strony, wydawnictwo promuje zaledwie dobrego bitewniaka ("Boku no Hero Academia"). Piszę "zaledwie", bo nie podzielam ogólnej sympatii wobec tej bajki. Przy całej sympatii do naprawdę ładnego i dobrego anime, to fabuła jest moim zdaniem zauważalnie słabsza od "Naruto", "One Piece", czy 'Hunter x Hunter". Nie zrozumcie mnie źle - to nadal dobra historia, która nie obraża czytelnika swoim poziomem. Chodzi mi tylko o dość ubogie uniwersum (w porównaniu do w/w), które poza kilkoma pomysłami, wydaje się być jedynie mixem najlepszych pomysłów z poszczególnych komiksów. Nie dostrzegam w nim zbyt dużo autorskiego wkładu, natomiast widzę za dużo odtwórczości i wykorzystywania sprawdzonych schematów. Jasne, można powiedzieć, że to taki "nowoczesny typ bitewniaka", gdzie nie poświęca się zbyt dużo czasu antenowego na takie rzeczy, ale nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Z postaciami jest nieco lepiej - np. protagonista wyróżnia się na plus na tle swoich kolegów z innych mang (więcej planuje, działa taktycznie, generalnie zauważalnie odchodzi od archetypu głównego bohatera), niestety można odczuć odtwórczość również i w tym aspekcie. A i jeszcze jedno - kompletnie mnie nie satysfakcjonuje wytłumaczenie czym jest Quirk, brakuje mi określenia jej limitów, ograniczeń, wytłumaczenia możliwości. "Dragon Ballowi" mogę wybaczyć takie braki, ale nie bajce która aspiruje do czegoś lepszego. Oczywiście to tylko moja subiektywna opinia i jak najbardziej możecie uważać, że się mylę.
Nie każdy b. dobry, czy kultowy tytuł miał udany start. "Bleach", "One Piece" czy "Dragon Ball" nie miały moim zdaniem zbyt dobrych początków, a jakoś przebiły się i zostały zapamiętane w historii. Pominąłem "Naruto" bo akurat o nim mogę powiedzieć z perspektywy czasu, że miał najlepszy początek ze wszystkich komiksów Jumpa, jakie czytałem. Koniec końców, Kishimoto niestety spartaczył swoją mangę. "Naruto" sprawdziłby się jako przykład na to, jak się nie powinno tworzyć spójnego świata. Facet przez lata budował uniwersum, a potem w kilkadziesiąt rozdziałów kompletnie o tym zapomniał. Wbrew pozorom, nie jest to tak rzadkie, że autor zapomina o takich rzeczach. Po pierwsze, to w końcu praca, a mało kto robi to, co kocha (i uwierzcie mi, działalność artystyczna nie jest wyjątkiem). Zresztą, nawet najlepiej płatna, czy najlżejsza robota nie raz w pewnym momencie zmienia hobby w katorgę. Po drugie, naprawdę bardzo trudno jest przemyśleć fabułę długiego komiksu od A do Z, nie popełniając przy okazji jakiegoś błędu. Niemożliwym jest zapamiętanie wszystkiego w 100%, zawsze umknie nam choćby pojedynczy detal. Nawet Eiichiro Oda, który budzi powszechnie uznanie, jeśli idzie o spójność swojego świata, nie wystrzegł się kilku błędów. Nie są one co prawda tak duże, jak w „Naruto”, nie burzą też fabularnej spójności (a nawet jeśli tak, to są wpadką na jeden kadr), ale warto odnotować ich obecność.
Przechodząc do sedna - przyczyną tych problemów jest pozarynkowy system oceny pracy autorów. Jest on archaiczny, a jego słabości są szczególnie widoczne w dzisiejszych czasach. Czasach Netflixa, Crunchyrolla, Marvel Unlimited. Ocenianie mang w Shounen Jumpie polega na cotygodniowym wysyłaniu specjalnych kwestionariuszy zamieszczanych w tygodniku. W tym dokumencie oceniamy poziom poszczególnych rozdziałów, przedstawiamy nasze wrażenia. Są one (moim zdaniem) bez sensu z kilku powodów - ile osób przyłoży się do swojej mini-recenzji? Ilu rozpisze się szczegółowo i nie będzie oceniać na zasadzie - 1/10 = nie podoba się 10/10 = podoba mi się, tak jak 90% oceniających? Ilu czytelników będzie je wysyłało regularnie co tydzień? Co z komiksami, które potrzebują czasu na "rozkręcenie się", a ich początki nie są zbyt obiecujące, gdyż potrzebują podbudowy fabularnej? Dane dostarczane przez kwestionariusze są niedokładne i zbyt ogólnikowe, a autorzy nie otrzymują bezpośrednich sygnałów co się podoba, a co nie. Z podobnych przesłanek YT zrezygnował z oceniania filmów i pozostawił jedynie kciuk w górę i kciuk w dół, bo większość ludzi oceniała je tak, jak to napisałem wyżej. Wynika to z tego, że kupując Shounen Jumpa nie otrzymujemy tylko tego jednego komiksu, na którym nam zależy, a ich cały pakiet. Generalnie dopóki manga nie doczeka się wydania tomikowego, to naprawdę trudno oszacować, czy komiks jest popularny.
Jak to mówi Korwin Krul - trzeba głosować za pomocą portfela, bo w ten sposób można dać wydawnictwu jasny sygnał, czego życzy sobie klient. Petycje, e-maile itd. generalnie bardzo, bardzo rzadko odnoszą sukces, najważniejsze są przychody i to one zazwyczaj determinują los komiksu. Tak to wygląda niezależnie od tego co Wam mówią twórcy i czy mowa jest o filmach, książkach, muzyce, bajkach. Portfel jest najskuteczniejszą formą głosowania, bo dajemy realny sygnał, czy naprawdę zależy nam na poznaniu reszty opowieści. Japończycy wydają się niepotrzebnie utrudniać sobie robotę, zamiast ją sobie ułatwiać, tak jak to robią Amerykanie, czy Europejczycy. Niepotrzebnie tkwią w swoim archaicznym podejściu, zamiast po prostu skopiować rozwiązania made in USA i dostosować je do swoich potrzeb. Może moja perspektywa jest zbyt wąska i nie dostrzegam wielu istotnych aspektów, ale patrząc na różne rankingi, ilość dyskusji w internecie o poszczególnych komiksach, to nie wydaje mi się, by Weekly Shounen Jump wydał jeszcze jakiś komiks, który dorównywałby fejmem "One Piece", "Dragon Ball Z" czy "Naruto". Jasne, nadal wypuszczają kolejne popularne i ponoć dobre serie, jak "Dr Stone", "Shokugeki no Souma", "The Promised Neverland", ale nie wydaje mi się, by któryś z nich zdobył kiedyś podobną, globalną popularność.
A jak Wy widzicie to wydawnictwo i wydawane w nim dzieła? Chętnie podyskutuję. Dziękuję Mangowy Nałóg za nieocenioną pomoc w kwestiach merytorycznych. Średnio ogarniam temat mang i gdyby nie pomoc miłej koleżanki, to wyszłoby pewnie źle ^^.
Comments