Recenzja 5 sezonu "Wikingów"

Stary tekst, moja opinia mogła się częściowo zmienić. Zobaczymy, jak wypadnie finałowy sezon :).

Wielu ludzi wyrokowało, że "Wikingowie" nie będą już tym samym serialem po śmierci Ragnara. To prawda, nie są, ale dopatrywałbym się powodu w innym miejscu. Wydaje mi się, że sukces serialu przerósł samych jego twórców i zwyczajnie nie byli przygotowani na tyle odcinków. Mimo, że pierwsze trzy sezony nie są idealne i znajdzie się w nich parę rzeczy, do których można się przyczepić, to są lepsze jako całość. Są one również bardziej zgodne z historią. Jasne, one też upraszczały pewne wydarzenia czy “przyśpieszyły” pewne zmiany, które zaszły 100-200 lat później, ale nie rzucało się to aż tak w oczy, jak w 4 i (trochę mniej) 5 sezonie. Mniej, bo ma lepiej poukładane wątki i równe tempo w przeciwieństwie do nieco chaotycznego 4. Doceniam również fakt, że twórcy nadal umieją robić świetne "boskie cameo". Sceny z udziałem Bogów (chrześcijańskiego i nordyckiego) oraz Buddy wyszły majestatycznie.

Co prawda nie ma już Króla Ragnara, ale dzięki świetnemu castingowi, mamy kilku mini-Ragnarów. Każdy z chłopaków, nawet Magnus, wygląda tak, jakby Travis miał osobisty udział w ich stworzeniu. Podobieństwo nie ogranicza się tylko do fizycznych aspektów widać je również po ich charakterze, mowie ciała, generalnie sposobie bycia. Tak jak Bjorn jest jak Ragnar, jeśli idzie o charakter, tok myślenia itd. tak Ubbe wygląda jak Lothbrok z początku serialu. Szczególnie gdy walczy - jego pojedynek z jednym z Jarlów przypomniał mi pewne wydarzenie z 1 sezonu. Jeśli chodzi o resztę synów, to Ivar myśli podobnie jak ojciec, jest diabelsko przebiegły i inteligentny, ale przejął też kilka jego negatywnych cech (bywa porywczy i egoistyczny). Hvitserk, najłagodniejszy z nich, jest przeciwieństwem Ivara i przejął po ojcu te spokojniejsze cechy, choć gdy trzeba, to bywa bezlitosny.

Choć ich aktorzy są zauważalnie mniej doświadczeni od Travisa Fimmela, to w sumie wolę mieć kilku Ragnarów niż jednego. Dzięki temu mogę oglądać ciekawe konfrontacje podobnych sobie postaci, które różnie postrzegają świat. Jest to coś, czego jeszcze nie widziałem w filmach, czy serialach, a zawsze interesowały mnie bratobójcze walki o królewską ojcowiznę. Co prawda nie wszystkie rozwiązania fabularne mi się spodobały (Ivar i Kattegat za jego rządów), ale przeważały te udane. Np. Wessex - Anglia zawsze była mocną stroną tej marki, szczególnie intrygi dworskie i rozmaite spiski. Ciekawiej było za króla Ekberta, ale jego ex-nałożnica i Alfred też sobie radzą zarówno w dyplomacji, jak i sprawnym eliminowaniu zdradliwych elementów na swoim dworze. Nie zazdrościłem lordom i księżom, którzy byli torturowani lub ścinani przez walecznego biskupa. Bardzo mi się podobało, że w miarę wiernie oddano sojusze niektórych władców Brytyjskich z Wikingami - w sensie dogadali się co do wspólnego życia na Wyspach, w zamian za ochronę i pomoc w bitwach. Co prawda spodziewałem się, że to Ivar będzie walczył z królem Alfredem, ale inny obrót spraw mnie usatysfakcjonował. Gdyby nie to, że w pewnym momencie zrobiła się tam mikro-telenowela wokół chorego Alfreda, to nie miałbym najmniejszych zarzutów. Na szczęście nie trwała ona zbyt długo oraz nie poświęcono jej za dużo uwagi, więc jakoś dało się to przeżyć.

Skoro już poruszyłem ten temat, to przejdę do jednego z moich głównych zarzutów. Ivar w pewnym momencie stał się nadętą parodią samego siebie, udowadniając tym samym, że zakochany facet to największy idiota. To prawda, kaleka od dawna pokazywał, że ma duże ego i jest zajebiście arogancki. Zdarzało mu się też przekroczyć granice, ale był w stanie wyhamować swój gniew. Zmieniło się to, gdy jego żona zaczęła mu wkręcać, że jest wyjątkowy, niezwykły, równy Bogom itd. Chłopakowi szybko odbiło i przez większość sezonu naprawdę uwierzył w swoją rzekomą boskość. Nie wiem, czy taki był plan twórców, czy może chcieli dobrze, a nie wyszło? A może to zwykłe lenistwo (jak np. w przypadku Ragnara i jego ćpania opium)? Nie wiem, ale na pewno wyszłoby to lepiej, gdyby ten wątek był podobnej długości, co opera mydlana z Wessex. W trakcie oglądania, wydawało mi się również, że nie mieli pomysłu na rozwinięcie ról królowej-matki oraz biskupa Heahmunda. Oboje mają niedużą rolę do odegrania i gdyby ich nie rozciągnięto, to nie mieliby zbyt dużo do roboty w kolejnych epizodach. No ale nic, dało się przeżyć - przynajmniej dostali fajny wątek (szczególnie biskup, od oglądania "Devilman: Crybaby" nie widziałem takiego cameo z udziałem chrześcijańskiego Boga), postarano się przy ich liniach dialogowych, relacjach z innymi i oszczędzili mi nerwów w tych aspektach.

Lista karyn niestety nie kończy się na żonie Ethelreda, czy kilku loszkach synów Ragnara. Przez 4 i 5 sezon przewinęło się kilka skrajnie stereotypowo napisanych kobiecych ról. Za każdym razem, gdy jedna z karyn pojawiała się na ekranie, to czułem się jakbym oglądał amerykański film sprzed wielu dekad, kiedy to uważano kobiety za "głupiutkie stworzenia, które nic mądrego nie mówią i służą tylko do robienia dzieci i zajmowania się domem". Nie przesadzam, nie dość że pełnią rolę niemal najtańszego zapychacza, to jeszcze nie mają absolutnie nic sensownego do powiedzenia (jak również nie wyglądają zbyt ładnie). Mało tego, ich role są czasem pozbawione znaczenia, bo można byłoby je wygumkować ze scenariusza bez poczucia straty. "Zwyczajnemu" serialowi bym wybaczył, ale w poprzednich sezonach pokazali, że potrafią wykreować dobre kobiece kreacje, więc po co marnują czas antenowy? Szczególnie, że serial się już kończy? Trochę nieprzemyślana decyzja.

Na szczęście nie mogę tego samego powiedzieć o bitwach. Co prawda nie było ich zbyt dużo, ale widać, że tym razem do nich przysiedli i postarali się zrobić jak najlepszą robotę. Starcia są intensywne, krwawe, w miarę różnorodne i co najważniejsze, satysfakcjonujące. W pierwszej połowie 5 sezonu mieliśmy wyśmienitą miastową potyczkę o York - dużo pułapek, generalnie świetna bitwa, która pokazuje, jak wiele można zyskać po przygotowaniu pola walki. Można się śmiać z kuternogi, że jest zakompleksionym cholerykiem, ale jeśli chodzi o taktykę, to Bjorn i Ubbe raczej mogą mu służyć co najwyżej za nogi. Sprawdza się to, co powiedział Ragnar - Ivar myśli w nieszablonowy sposób, przez co mało kto umie go oszukać. W dodatku jest przebiegłym, zdeterminowanym kutasem, który nie ma większych skrupułów. Kaleka jest przygotowany na każdą okazję - wie jak najlepiej wykorzystać ludzi, ma bogatą wyobraźnie i umie sprawiać wrażenie słabego (co wbrew pozorom jest bardzo istotne i stanowi zaletę wielu wielkich polityków). Kto wie, jakby się skończył ten sezon, gdyby Bezkości odkochał się parę miesięcy wcześniej.

Największe wrażenie zrobiło na mnie starcie Angoli zjednoczonymi z częścią Normanów z Wikingami prowadzonymi przez Haralda. Początkowo obawiałem się, że dostaniemy skrótowo przeprowadzone starcie (jak to bywało w 4 sezonie), ale plan twórców był inny. Otrzymaliśmy jedną z najlepszych bitew, jakie widziałem w serialach. Wszystko w niej było na miejscu - zarówno wydarzenia ją poprzedzające, motywujące przemowy dowódców, jej krwawy przebieg i zakończenie. Tak samo nie mam się do czego przyczepić od strony technicznej - piękne, długie ujęcia pokazujące pełen obraz pola bitwy. Wydaje mi się też, że ten odcinek wyróżniał się od strony reżyserskiej i dało się odczuć, że poświęcono mu szczególną uwagę.

Bogowie to nieodłączny element uniwersum "Wikingów". Do grona postaci tego formatu dołączył sam Budda. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy w saunie, to odrazu wiedziałem kim jest ten człowiek. Jego widok był dla mnie majestatyczny, dało się odczuć jego niezwykłą mądrość. W późniejszych epizodach pokazał, że faktycznie jest wyjątkowy. Nie nawoływał do walki, wręcz chciał jej uniknąć i zadawał podchwytliwe pytania swoim sojusznikom. Sprowadzały się do sprawdzenia ich determinacji oraz możliwości innych rozwiązań. Podobała mi się jego sarkastyczna przemowa podczas oblężenia Kattegat. Była pełna złośliwości i bolesnej prawdy nt. tego, co się zaczęło dziać pod koniec tego sezonu.

Jeśli idzie o innych Bogów, to podobała scena, w której dało się odczuć obecność Odyna. Chodzi mi o walkę Ubbe z Frodo. Była satysfakcjonująca i choć można się było domyśleć, że zwycięży Ubbe, to było parę zwrotów akcji, gdy szala przechylała się na przeciwną stronę. Bóg chrześcijański miał najwięcej cameo. Jego wizja piekła, jak to wówczas myślał biskup, była całkiem straszna, szczególne wrażenie zrobiło na mnie zwierzę, którym Bóg zamanifestował swoją obecność. Nie znam się na wczesno-średniowiecznych wizjach piekła, ale ta wypadła dość realistycznie. W sumie powiodło się biskupowi, wyrzekł się grzechu, nie miał okazji do grzesznych myśli i zmarł w obronie Króla po komunii. Ale żeby nie było, że "nasz" Bóg to taki sztywniak, to dali mu również zabawną scenę. Mowa tu o Flokim i "dźwiękach wydawanych przez młoty krasnali". Gościu myślał, że pod koniec życia spełni się jedno z jego pragnień, a tu Bóg przygotował mu psikusa. Gustaf Skarsgård świetnie zagrał scenę, w której wzorcowo pokazał "efekt wyparcia". Zagrał bardzo żywiołowo i autentycznie - jakbym naprawdę widział nieco prymitywnego, zbyt prostego człowieka, któremu nie pozostało już nic innego, jak wycie i rzucanie kamieniami w coś, co przekracza granice jego pojmowania. A tak przy okazji, kiedyś czytałem o takich kamiennych krzyżach w różnych miejscach świata. Nie wiem, czy ta teza się już nie zdeaktualizowała (o ile nie była wyłącznie wymysłem autora artykułu) w obliczu świeżych wykopalisk, ale było wiele przesłanek świadczących o tym, że chrześcijanie odkryli niektóre lądy przed tymi, którym się to odkrycie przypisuje. To był chyba taki odpowiednik amerykańskiej flagi na księżycu, “zaklepanie” terenu dla Boga.

Nie wiem czego się spodziewać po wielkim finale, ale parę miesięcy temu pokazali ziomka, który będzie wrogiem Bjorna i zapowiada się grubo. Rusin jest niewiele mniejszy od synka Ivana Drago, więc... resztę sobie dopowiedzcie sami ;). Oby Bogowie jak najlepiej zakończyli sagę Ragnara i jego walecznych synów. Byłbym też rad, gdyby zakończenie było otwarte i pokazało np. odkrycie Ameryki, bo w ten sposób wyobrażam sobie finał tego serialu.

A jak Wy oceniacie ten sezon? :)