
“Rocky” po latach, część I
Dobry wieczór, zapraszam na kolejny archiwalny tekst, tym razem o najsłynniejszym, fikcyjnym bokserze świata. To jest jak z Dragon Ballem - gdzie nie pojedziesz, to znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która zna Goku i Rocka. Inni pięściarze są po prostu bez szans ;). A, pragnę podziękować wszystkim patronom/platnikom. Autentycznie odprawiłem mini modły przy wstawianiu tego tekstu, by stuknął ponad 3 dolce i ustanowił nowy rekord, ale ponad 6 żem się nie spodziewał :)! "Lupin" wyrasta na opłacalną serię na steemit, hehe :). A propos opłacalnych serii - "Vinland Saga" i "Legend of the Galactic Heroes" się powoli kończą, więc spodziewajcie się drugich recenzji obu tytułów pod koniec grudnia/na początku stycznia. Udanego poniedzialku, oby za dużo rzeczy Was nie wkurzyło! Jutro wrzucę część 2.
"Rocky" to jeden z moich ulubionych cyklów filmowych. Towarzyszy mi od wczesnego dzieciństwa i z każdym kolejnym seansem na nowo odkrywam jego liczne przesłania. Zresztą, wnioskując po reakcjach ludzi z mojego otoczenia w świecie rzeczywistym, czy tych poznanych w internecie, nie tylko ja tak miałem. To były filmy, które zazwyczaj przykuwały przynajmniej jednego z kolegów “z ławki”, więc zawsze był jakiś temat do rozmowy. Nie zliczę ile razy prosiłem rodziców, aby pozwolili mi obejrzeć "jeszcze 5 minut", gdy seans zaczynał się po 21, a fakt że rzadko kiedy gościł na TVP, to przez wiele lat nie mogłem obejrzeć "Rocky'ego" od początku do końca. Patrząc na to z perspektywy globalnej, film o milionowym budżecie zarobił łącznie 255 milionów dolarów, a ponadto zdobył 3 Oscary. Można więc powiedzieć, że Stallone odniósł sukces zarówno jako człowiek, motywując swoim wyczynem miliony ludzi do uwierzenia w siebie, jak i kasowy. Warto również wspomnieć, że gdyby nie "Rocky", to nie powstałaby manga "Hajime no Ippo". Mangaka wielokrotnie mówił o swojej mocnej inspiracji i to się po prostu czuje, szczególnie w 1 serii anime z bardziej "klasyczną" kreską i nieco zbliżoną ścieżką dźwiękową.
Skoro o motywacji mowa, Sylvek zanim stał się Sylvestrem "Rockym" Stallone, był zwykłym "chłopkiem-roztropkiem". Sam kilkukrotnie mówił, że nie umie tańczyć ani śpiewać, nie jest aktorem, nie jest też zbyt rozgarnięty i popełnia przy tym masę błędów. Chyba większość z nas była kiedyś w podobnym położeniu, więc możemy się w pewien sposób utożsamiać z jego losem. Nie jeden z nas marzył o dostaniu podobnej szansy co on. Mądrze o tym powiedział ś.p Zbigniew Wodecki, nie przytoczę tego ze 100% dokładnością, ale oddam sedno jego myśli: "Nie oglądajcie się na innych i słuchajcie swego serca, róbcie to co lubicie i sprawia Wam przyjemność, a pewnego dnia dostaniecie szansę". Rock co prawda nie tłukł się bo chciał, ale cel był równie szczytny. Bokser faktycznie ma tzw. "duszę wojownika", jak to ujął w 4-tej części Apollo Creed, ale woli spędzać czas na beztroskim życiu z bliskimi sobie ludźmi i zwierzętami. Na całe szczęście, beztalencie za jakie był uważany Rock, objawiło jedne z najważniejszych cech każdego sportowca: serce do walki, wolę i siłę do ciągłego wstawania oraz zawziętość. Te w połączeniu z "głodem" jaki czują tzw. "challengerzy" potrafią dać piorunujące skutki, o czym boleśnie przekonał się Apollo.
Jak już napisałem w poprzednim akapicie, Sylvester dawniej był jak fikcyjny Rocky Balboa zanim stał się sławny. Jego położenie oraz wykształcenie nie zwiastowały dobrych perspektyw. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale podobno sam Sylvester o tym mówił, więc zakładam że jest to całkiem możliwe. Chodzi o to, że zamknął się w domu na cztery spusty i nie wyszedł z niego, póki nie skończył pisania scenariusza do swojego przebojowego "Rocky'ego". Musiał też parę razy naprawdę dostać w buźkę, bo inaczej nie dało się nakręcić niektórych ujęć. Opłacało się bo rozbił bank, co przyczyniło się do powstania kolejnych części. Każda z nich opowiada o innym etapie życia boksera, aczkolwiek można je również odnieść na swój sposób do naszego życia. Mimo że prezentują różny poziom, w każdym potrafię znaleźć jakiś istotny element, który zapamiętałem na lata. Ostatnio np. oglądałem trzecią część i oglądało mi się ją wyjątkowo przyjemnie. Dotychczas uważałem ją za słabą i oglądałem najrzadziej, ale mimo swoich słabostek ma również kilka zalet, o których pomówię w kolejnym tekście.
Muzyka to istotna część sukcesu tego cyklu. Nie pamiętam, jak to wyszło w 4 i 5 części, ale w dwóch pierwszych została perfekcyjnie dopasowana do poszczególnych scen (w trzeciej było ciut gorzej, poza głównym motywem). Gdy Rock trenuje lub walczy, to słyszymy wręcz podręcznikowo wykonane utwory zagrzewające do walki lub motywujące do nadludzkiego wysiłku. Nie wiem jak w Waszym przypadku, ale te piosenki świetnie na mnie działają i dzięki nim nie raz zrobiłem dodatkową serię np. pompek. Kawałek "Eye of Tiger" od lat znajduje się w historii popkultury i chyba każdy słyszał go przynajmniej raz w jakimś kabarecie, parodii czy reklamie.
Dwie pierwsze części "Rocky'ego" uważam za świetną całość i gdyby uznać, że kolejne części nie powstały, to uznałbym je za jedną z najlepszych dylogii ever. O ile pierwsza część ma kilka małych niedoróbek, o tyle kontynuacja jest moim zdaniem, jednym z najlepszych sequeli w historii filmów przyciągających masową publiczność. Widziałem ją już dziesiątki razy i myślę, że do końca życia dobiję spokojnie do setki seansów. Doskonale rozwija wątki z pierwszego epizodu, jak również poprawia jego nieliczne błędy, stając się tym samym w moich oczach kompletnym filmem. To jeden z najlepiej przedstawionych motywów w stylu "od zera do bohatera", czy powrotu do starej formy po zachłyśnięciu się pieniędzmi i popadnięciu w nadmierne lenistwo. Mimo że oba obrazy mają już swoje lata, to ich przekaz nie zestarzał się w ogóle. Powiem nawet więcej, morał może być jeszcze aktualniejszy ze względu na dzisiejsze życie. Nasze tempo życia jest zbyt szybkie, wiele rzeczy stara się skraść nasz cenny czas, tym samym odwracając naszą uwagę od istotnych rzeczy. Trudniej jest więc dokonać czegoś , co wymaga od nas większego poświęcenia. W takich sytuacjach warto sobie przypomnieć słowa Rocky'ego o tym, że tak już po prostu jest - że życie stawia nieustanne wyzwania, a my musimy ciągle powstawać i iść przed siebie aż do samego końca.
A jak Wy wspominacie dwie pierwsze części?
Comments