Spoilerowa recenzja “Black Panther”

Jak być może wiecie, nie jestem zwolennikiem mylnie pojmowanych parytetów, sztucznego "równania szans", nie wspominając już o lewicowych próbach mącenia w historii (np. zmiana koloru skóry u postaci w filmach, która historycznie była biała, czarna, żółta). Takie parytety są po prostu uwłaczające ludzkiej godności, bo zakładają, że ich beneficjenci są kalekami, którzy nie umieją sobie poradzić bez cudzej pomocy. Jednakże jeśli chodzi o szeroko rozumiane kino fantastyczne, to moim zdaniem można sobie wsadzić te zarzuty w buty. ”Czarna Pantera” to adaptacja komiksów sprzed kilkudziesięciu lat, więc poruszanie tematu rzekomej "poprawności politycznej", zakrawa w tym przypadku o zwykłą śmieszność. Na podobną śmieszność zasługują hasełka, które rzucają co niektórzy lewicowcy, że “gdyby nie ci przeklęci biali kolonizatorzy, to cała Afryka byłaby jak Wakanda”. No nie, Afryka niestety zawsze będzie takim czarnym punktem na mapie, który nie bardzo kogokolwiek kiedykolwiek obchodził.

Ten film udowadnia, że czarnoskórzy naprawdę nie mają się czego wstydzić pod jakimkolwiek względem. Od pierwszych minut wkręciłem się w ten kolejny, ciekawy zakątek świata Marvela. Nie wszystko było w nim udane, np. efekty specjalne czasem przywodziły na myśl czasy konsoli PS2, co szczególnie rzucało się w oczy podczas pościgu w Korei. Początkowo mocno na to narzekałem, ale po jakimś czasie przestało mi to przeszkadzać - to drobny detal w stosunku do tego, co w tym filmie zadziałało. Fabuła co prawda nie jest jakaś wybitnie odkrywcza, ale była na tyle wielowątkowa, jak i została napisana na tyle dobrze, że nie mam powodu by narzekać na cokolwiek. Szczególnie, że Wakanda została tak genialnie przemyślana, że pełni rolę głównego bohatera. Podobała mi się ich wielokolorowa kultura, która została doskonale połączona z super zaawansowaną technologią. Z kolei ich chęć wyróżnienia się na tle innych ludzi, jest w sumie bliska Polakom pamiętającym czasy PRL-u (my też szukaliśmy czegoś, co by wyróżniało nas lub nasze mieszkanie). Generalnie nie mam zarzutów pod tym względem, poza niektórymi, przesadnymi "upiększaczami" ciała. Zdaję sobie sprawę, że ludzie w niektórych grupach/plemionach stosują taki piercing, ale czasem było to dla mnie nieco odpychające.

Nie mam natomiast jakichkolwiek zastrzeżeń, jeśli chodzi o sposób przedstawienia królestwa, jak i jego najważniejszych obywateli. Świetnie dostosowali technologię wedle swoich potrzeb. Niejednokrotnie byłem naprawdę pozytywnie zaskoczony co niektórymi pomysłami na wykorzystanie Vibranium (sterowanie pojazdami bez konieczności ich prowadzenia, nowe możliwości stroju Pantery). Przoduje to głównie Shuri, którą bardzo szybko polubiłem, ale uważam, że odrobinę przesadzili z jej inteligencją. Dziewczyna nie ma nawet 18 lat, a ma łeb porównywalny z Tonym Starkem. Z drugiej strony ma to swoje uzasadnienie - dzieci mogą poświęcić niesamowite ilości czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, a fakt że myślą po linii prostej i nie raz potrafią zadziwić swoją sprawnością intelektualną, jest dodatkowym atutem. Dodajmy do tego super minerał, jakim jest Vibranium i przestaje to tak zaskakiwać. Moja opinia o T’Challi nie zmieniła się od czasów “Civil War”. Nadal uważam go za świetnego króla. Zachowuje się dokładnie tak, jaki powinien być podręcznikowy władca. Jest cierpliwy, umie okazać współczucie, ma w sobie pokorę, ale potrafi być również brutalny i bezwzględny, będąc jednocześnie przekonany o słuszności swojego postępowania. Wszakże nie odpowiada on wyłącznie za siebie, ale za cały kraj. Polubiłem tego bohatera dzięki charyzmatycznemu Chadwickowi Bosemanowi, który b. dobrze wciela się w powierzoną mu rolę władcy.

Na osobne omówienie zasługuje femikomando doskonale wyszkolonych wojowniczek, które traktują swojego Króla niczym Zergi Overminda, czy Kerrigan albo inny wariant - Mrówki Meruema w mandze "Hunter x Hunter". Są podporządkowane tronowi i osobiste animozje są nieistotnym pyłkiem wobec ich honoru i przywiązania wobec przysięgi. Okoye doskonale to podkreślała swoją grą aktorską, czuć od niej autentyczną wierność i gotowość do poświęcenia swojego życia. Ci którzy zechcieliby sprawdzić jej gotowość bojową, raczej niechybnie straciliby swoje życie. Istotną częścią państwowej struktury, jest Królowa-Matka, która jest kolejną udaną żeńską bohaterką. Widać to zarówno po jej grze aktorskiej, jak i jej wątkach, czy tekstach. Raczej nie zapisze się w mojej pamięci, ale na ten moment mogę powiedzieć, że od paru dobrych lat nie widziałem lepiej zagranej Królowej. Umie zachować powagę, zna swoje miejsce w szeregu, a król czy dwór regularnie korzystają z jej porad, czy doświadczenia.

Na osobny akapit zasłużyli również M'Baku i Killmonger. Pierwszy za bycie zajebistą, charyzmatyczną postacią, a drugi za swój duży wkład w wzbogacenie nielicznej, udanej grupki Złoli w kinowym uniwersum Marvela. Co prawda nie odgrywał szczególnie większej roli, jak większość wrogów z MCU, ale miał logiczny plan, który sukcesywnie realizował i pragnął, by potomkowie czarnoskórych niewolników odpłacili praprapra...wnukom swoich oprawców. Dzięki konfrontacji z Killmongerem, T’Challa nabrał szerszej perspektywy w postrzeganiu świata, a jego osobowość została wzbogacona o zupełnie nowe doświadczenia. M’Baku to z kolei fajny przerywnik, olbrzymi, rosły murzyn, który z jednej strony jest porywczy i lubi się ponapierdalać, ale również jest zabawnym, honorowym wojownikiem.
Reasumując, nie mam większych zarzutów wobec tego filmu. Spodziewałem się wyjątkowo bezpiecznej produkcji, coś jak "Dr Strange" (albo nawet jeszcze bardziej, ze względu na podejście dużej grupy czarnoskórych do rzekomego rasizmu), ale znowu zostałem zaskoczony kolejnym ciekawie wykreowanym zakątkiem MCU. Liczę na to, że w 2 i 3 części będzie większy budżet, który poprawi pojedyncze wady, a ja będę mógł się nim jeszcze bardziej rozkoszować. Jeśli o mnie chodzi, daję “Czarnej Panterze” +7/10.