
Spoilerowa recenzja “Infinity War”
Archiwalna recenzja.
W końcu nadszedł ten dzień. Dzień, w którym już jestem po seansie "Infinity War" i kilkukrotnym przejrzeniu co lepszych scen na komputerze (niestety nie miałem wolnej okazji póki co, by pójść po raz drugi do kina). Setki godzin poświęconych na przewidywaniach, analizowaniu kolejnych filmów, wywiadów z Feigim, wyciąganiu z nich różnych wskazówek dotyczących nadchodzących produkcji z MCU... Kumulacją tego wszystkiego, jest najnowsza część "Avengersów". Jeśli o mnie chodzi, to na początku byłem totalnie zachwycony, teraz gdy już ochłonąłem, to... Nadal jestem nim absolutnie zachwycony, aczkolwiek dostrzegam nieco więcej błędów fabularnych. Nie są to jakieś szczególnie bolesne rzeczy, moim zdaniem są one wręcz średnio istotne, co więcej, jeśli wziąć pod uwagę, jak bardzo wymagającą pracę dostali bracia Russo. Nie tylko musieli sprawnie złączyć wszystkie filmy, by nie było sytuacji jak u konkurencji ("Suicide Squad" i "Justice League" pozdrawiają), gdy obrazy nie są wewnętrznie spójne.
Tym razem studio odwróciło swoją dotychczasową konwencję i centralnym bohaterem filmu jest Thanos, postać skrupulatnie budowana od pewnego etapu na głównego arcyZłola. Nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek dostali produkcję z gatunku super-hero, którego najważniejszy element stanowiłby przeciwnik. Szalony Tytan jest nie tylko wrogiem o zniewalającej potędze, ale i osobą ze swoimi słabościami. W paru scenach można było zobaczyć, że ten wszechpotężny byt, jest bezbronny wobec własnych uczuć. Szczególnie urzekły mnie dwie z nich. Przygarnięcie Gamory, które było pełne autentycznej czułości i troskliwości oraz jej poświęcenie w celu uzyskania kamyczka. W tej drugiej, Thanos rewelacyjnie zagrał scenę totalnej rozpaczy, gdy patrzył jak najdłużej na Gamorę, by utrwalić sobie w pamięci obraz ukochanej córki.
Niestety, scenarzyści popełnili parę błędów. Jednym z nich, jest wymazanie połowy wszechświata. Jasne, można było zobaczyć po naszych bohaterach i ich reakcjach, że sytuacja jest dramatyczna ale żeby plan Thanosa odniósł realny skutek, to musiałby cyklicznie powtarzać cały proces. Swoją drogą, byłem smutny widząc że poszczególne postacie znikają, mimo ich krótkiego stażu w "Marvelu". Nie trwało to jednak zbyt długo, no bo hej - nawet taka marka, jak MCU nie pozwoli zabić swoich drogocennych bohaterów, przynajmniej nie wszystkich i nie teraz. Inna sprawa, to pewna hipokryzja w zachowaniu Thanosa. Szalony Tytan uważa się za istotę "lepszego sortu", która ma prawo decydować za innych, gdyż (w sumie słusznie) w swoim mniemaniu jest obiektywny, jak również umie ponieść konsekwencje swoich czynów. Nie bardzo tak jest, czego dowodem jest punkt pierwszy, który dowodzi że Thanos działa krótkowzrocznie i jego działania jedynie opóźnią to, co nieuniknione w przypadku każdego życia. Z drugiej zaś strony, główny bohater tego filmu, traktuje swoich przeciwników z należytym szacunkiem i nie gardzi nimi.
A było po czym ochłonąć. "Infinity War" jest, jak to ktoś dobrze ujął: "przeładowany akcją, ale nie na tyle, by przestać ogarniać co i jak, a pg-13 zostało wykorzystane na maxa". Trudno się z tym nie zgodzić, bo od początku filmu dają nam do zrozumienia, że to będzie brutalniejszy obraz. Nie chodzi tu tylko o walki, czy rewelacyjny design brutalnych potworów Thanosa (swoją drogą, scena jak przechodzą przez barierę, jest po prostu cudna), a przede wszystkim dojrzalszą fabułę i pokazaniem jej konsekwencji za pomocą twarzy aktorów. Reakcje bohaterów na coraz to bardziej dramatyczne wydarzenia, wybory życiowe nie do pozazdroszczenia, zostały zagrane co najmniej dobrze, trudno mi wyróżnić czyjś mniej udany wątek.
Królują tu moim zdaniem: Thanos, Dr Strange, Thor, Iron Man i Captain America, nie ma chyba jakieś epickiej sceny bez kogoś z w/w. O tym pierwszym już wiecie, Dr Strange z kolei w końcu zachowuje się jak arcymistrz sztuk magicznych. Nie znam zbyt dobrze tej postaci, nie wiem więc czego się po niej spodziewać, ale po tym co pokazali nam w tym filmie, to chcę go widzieć jeszcze częściej! Gra go świetny aktor, który doskonale pasuje do takiego aroganckiego i ironicznego buca. Thor jest po prostu zajebisty, jego "team-up" z Rocketem i Grootem był jednym z lepszych wątków. Super-moc jego nowego młota już mi przestała przeszkadzać. Fakt, będzie masakrował tym sprzętem wielu Złoli, ale warto przyjrzeć się dokładniej jego potyczce z Thanosem. Ten przyjął cios na klatę dość spokojnie (wow, dostał jebitnym tasakiem i nadal siedzi niewzruszony!) i zdołał uciec. Co więcej uważam, że gdyby były trochę inne okoliczności tego pojedynku, a Bóg piorunów nie wziąłby go z zaskoczenia, to kto wie, jak mogło się potoczyć to starcie. Tony Stark nie dość, że miał rewelacyjną interakcję z Doktorkiem i Star Lordem, to jeszcze były one wyjątkowo zabawne. Jego nano-technologia, choć efektowna, nie przypadła mi do gustu, wyglądała zbyt sztucznie. Wydaje mi się również, że gdyby został sam, a nie z Nebulą, to jego wątek w kolejnej części "Avengersów" byłby ciekawszy. Cap America to kozak, który ma jaja jak arbuzy i jest kroczącym symbolem ideałów Ameryki. Nie ogranicza się do zwykłej gadki, jak nie jeden patriota, a gna do walki jako pierwszy, kompletnie olewając fakt, że znajduje się przed nim horda krwiożerczych potworów. Nie kupuję jego argumentu typu "my nie handlujemy życiami", ale podoba mi się jego niezłomne podejście i twardy kręgosłup moralny.
Jedną z najmocniejszych zalet filmu, stanowią interakcje pomiędzy postaciami. Dostarczają zarówno dużo frajdy, zabawnych tekstów, cieszą oko dobrą i jeszcze lepiej nakręconą choreografią walk, bywają również źródłem tych smutniejszych i boleśniejszych momentów. Moją ulubioną grupą stanowili: Thor, Rocket, Groot i Tyrion Lannister z "Gry o Tron". Chemia pomiędzy Thorem, a Dostojnym Królikiem była bardzo udana i nie spodziewałem się przed seansem, że tak dobrze ich dopasują. Są bardzo do siebie podobni - wiele stracili i zbyt dobrze znają tę gorszą stronę życia, co nie przeszkadza im się przy tym śmiać i bawić, jak również dumnie kroczyć przez życie.
Finałowa walka zasłużyła na osobny akapit. Jest w niej tyle świetnych momentów, że nie sposób wymienić wszystkie z nich. Starcie z Thanosem na Tytanie było super, rzut księżycem o planetę - epickie, choć inaczej sobie wyobrażałem ten konkretny moment. Bohaterowie doskonale współpracowali między sobą, najlepiej z tego grona wypadł moim zdaniem Strange. Jego magiczne sztuczki, ironiczne, złośliwe teksty, świetne aktorstwo. Gościu jest zarówno śmieszkiem, jak i kozakiem którego nie powinno się lekceważyć. Jestem ciekaw, jak wygląda jego plan i dlaczego przeżycie Tony'ego Starka jest tak kluczowe dla jego powodzenia. Ostateczne spotkanie Thanosa z Ziemianami wyszło równie fajnie, czuć olbrzymią dominację głównego bohatera nad jego przeciwnikami... Aż do pojawienia się Thora. O ile na początku uważałem, że jest on zbyt mocny, to po przemyśleniu sprawy i upewnieniu się co do paru scen, to nie jest tak źle. Po pierwsze, można na wiele sposobów uzasadnić moc Thora, wystarczy wrzucić jakieś sprawdzone rozwiązanie z komiksów. Po drugie patrząc na to, z jakim spokojem przyjął to Thanos, to wnioskuję że mógłby się obronić w normalnej walce, już bez elementu zaskoczenia.
Nie sądzę, by Loki czy Heimdall powrócili i uważam, że gdyby Kevin Feige ich przywrócił, to śmierć w MCU straciłaby na wartości. Co jest problemem w anime "Dragon Ball Z”. O ile powrót "znikniętych" postaci jest raczej pewny, o tyle przeżycie w/w Asgardczyków byłoby błędem ze strony MCU. Zresztą, nawet jeśli by przeżyli, to jaki jest ich dalszy sens w MCU? Loki doskonale dopełnił swój wątek i wraz z Heimdallem, dali motywację Thorowi do stania się jeszcze potężniejszym. Inna sprawa to śmierć Gamory i w tym przypadku, jestem otwarty na jakiekolwiek rozwiązanie, byleby zrobili to dobrze. Nie zamknięto wszystkich możliwości ewentualnej ucieczki, więc ciekawi mnie ich kolejny ruch, w sytuacji gdy są argumenty za jej przywróceniem, jak i uśmierceniem.
To tyle jeśli chodzi o moją, spoilerową recenzję tego wielkiego eventu. Ostatecznie oceniam ten film bardzo wysoko, choć ma kilka wad. Nie wiem, czy wytrzyma próbę czasu, czy zostanie zapomniany za parę lat, ale na dzień dzisiejszy, jest to jeden z moich 3 ulubionych produktów z MCU. Oceniam "Infinity War" na +8/10.
Edit: Odnosząc się do komentarzy z fanpage'a - istotnie, ś.p. Heath Ledger również był centralną postacią, wokół której kręcił się cały film. Jego Joker również posuwał akcję do przodu. Ba, po dłuższym zastanowieniu się myślę, że można byłoby mu przypisać większość moich wniosków, dotyczących kreacji Thanosa. Z tego, co pamiętam, to za żadnym seansem nie odczułem takich emocji, co przy Szalonym Tytanie, jak również nie położono na niego takiego nacisku, choć to może być tylko moje subiektywne postrzeganie.
Comments