Top 10 moich ulubionych, kozackich postaci z serialów

Kolejny archiwalny tekst, tym razem coś z seriali na nowy początek roku. Może znajdziecie coś dla siebie? :)

Listę ułożę w klasycznej topce. Co prawda nie zmieniam swoich typów (chyba, że ktoś mnie przekona celnymi i konstruktywni argumentami) zbyt często, ale miejcie na uwadze, że za rok, 1.5 ta lista może się delikatnie zmienić. Choć zmiany raczej będą wynikać z tego, że oglądam coraz więcej dobrych seriali. Patrząc z drugiej strony, naprawdę trudno jest mi sobie dużo lepsze role niż pierwsza 5-tka ;). Część kozackich postaci umieszczę poza nią, bo są wg mnie za słabe oraz nie chce mi się "warzyć” argumentów za i przeciw. Nie zmienia to jednak faktu, że są również warte wyróżnienia. No i powiem z góry, że w paru przypadkach zwyciężyły moje emocje, których nie byłem w stanie utrzymać na uwięzi... no cóż, zdarza się :).

  1. Fargo S1 / Lorne Malvo - To najlepsza rola w wykonaniu tego aktora, przynajmniej z tych filmów, które widziałem. Billy Bob Thornton zagrał po prostu po mistrzowsku. Odrazu przykuł moją uwagę swoją uderzającą charyzmą, siłą woli i przekonywania (jego tembr głosu był po prostu perfekcyjny, jak ruchy Jirena w "Dragon Ball Super") i tym, że nie rzuca słów na wiatr. Malvo należy do tych ludzi, którzy nie mówią komuś czegoś w stylu: "zabiję cię" albo "bardzo tego pożałujesz" w żartach. Jeżeli przegniesz pałę, to nie będzie się wahał obrócić twojego życia w totalny koszmar demolując wszystko. Jest konsekwentny niczym robot, działa bez jakichkolwiek emocji lub cienia litości. Choć z drugiej strony, gdy ktoś mu grozi, ale widzi, że śmierci danej postaci można by uniknąć bez czynienia krzywdy innym ludziom, to bardzo dobitnie i wyraźnie prosi o odejście (po prostu nie sposób się nie domyśleć, że to kulturalne powiedzenie "wypierdalaj stąd zanim popełnisz śmiertelny błąd", a wypowiedziane takim tonem działa szczególnie na wyobraźnię).

Poznałem kiedyś osobę z dość podobnym stylem bycia, dwuznacznym uśmiechem, nieprzeciętną elokwencją, charyzmą, straszną pewnością siebie. Rzadko kiedy miałem taką przyjemność z poznawania dzięki temu doświadczeniu kolejnych ruchów, jakie wykona Malvo. Podobnie miałem chyba tylko przy "Legend of Galactic Heroes" (w przypadku Reinharda, Yanga i Kircheisa). W obu przypadkach przewidziałem większość ruchów postaci. Sprawiało mi to olbrzymią frajdę, bo wymagania po pierwszym odcinku miałem olbrzymie! Po latach mogę podziękować Dahace z op.com.pl, że często polecał mi ten serial. Jeden z najlepszych seriali #forever, jakie zobaczyłem i kiedykolwiek zobaczę. Sama postać Lorne'a po prostu definiuje ten serial. Mike ma swój urok, ale to Malvo to chodzący żywioł zniszczenia. Podejrzewam, że większość cwaniaków i kozaków miałoby gacie pełne strachu, gdyby usłyszeli od niego kilka zdań w ciemnej uliczce późnym wieczorem. A wiecie co jest najlepsze? Facet jest równie perfekcyjny w kłamaniu i udawaniu, jak i działaniu. W życiu nie powiedzielibyście, że to zabójca. Zadbany, elokwentny, przystojny i panujący nad emocjami dojrzały mężczyzna.

  1. Hannibal / Dr Lecter - Jedna z najdoskonalszych kreacji w serialach. Jakby to powiedzieli fani "Jojo Bizzare Adventure" - jest to "perfekcyjna forma życia". Istota bez skazy, elegancja od czubków palców u nogi, kończąc na włosach. O perfekcyjnej kontroli głosu nie wspominając. Wyważony, miły, pomocny, muchy by nie zabił... Jednym zdaniem - człowiek bez wad. Nawet Johan z "Monstera" mógłby się od niego jedynie uczyć. Pod tą pokrywą kryje się prawdziwie zły człowiek, diabeł w ludzkiej skórze. Bezlitosny morderca i perfekcyjny socjopata. Świadomość, że to on stoi za większością z tych rzeczy po prostu przeraża, lecz jednocześnie budzi zaciekawienie.

Nie chwaląc się, trochę się naczytałem o socjopatach, ludzkiej psychice, naszych strachach, możliwościach, tym jak mogą działać pod wpływem silnego stresu lub gdy jest się pod czyimś silnym wpływem (co wykorzystuje się np. porywaniu dziewczyn i chłopców do zagranicznych burdeli lub na sprzedaż... Albo formatowaniu ich mózgów, by były posłuszne i zarabiały swoim ciałem. Są sposoby, by uśpić czujność, łatwiej kogoś przekonać lub totalnie od siebie uzależnić). Osoba Hannibala Lectera to prawdziwa uczta dla kogoś, kto ogarnia ten temat i dostrzega subtelność, z jaką jest przedstawiany ten bohater. Nie ma co się dziwić, gra go Mads Mikkelsen. Duńczyk wydaje się być wprost stworzony do zagrania właśnie tej roli. Tak dobrze się w nią wpisał, że wydaje się być mu wręcz przeznaczona. Z utęsknieniem czekam na kontynuację serialu (jest zapowiedziana!), miejmy nadzieję, że z jego udziałem! Tak jak pisałem, że Malvo doskonale udaje "dobrego człowieka" tak dr Lecter prezentuje się niczym Anioł w ludzkiej skórze. Jednakże gdy tylko poczuje zbyt duże zagrożenie, to przemienia się w prawdziwego Diabła. Doskonale wie, jak skutecznie walczyć (podkreślam słowo "skutecznie", nie jedno akcesorium, które mamy często w kuchni doskonale nadaje się do obrony lub ataku i nie mówię tu tylko o nożach), zachowuje zimną krew w niemalże każdej sytuacji, dzięki swojej wiedzy i praktyce, jest w stanie trafiać w punkty witalne i wie, gdzie one się znajdują. Przyznajcie, czyż z tego opisu nie wyłania się "Perfekcyjna forma życia"?

  1. Wikingowie / Ragnar Lothbrok - Postać odgrywana przez Travisa Fimmela jest dla mnie inspiracją na wiele sposobów, jak i jednym z najlepszych serialowych aktorów, jakich dane mi było zobaczyć. Co niektórzy złośliwie (w sumie trochę słusznie, wiem że często przesadnie chwalę serie, które bardzo lubię) wypominają mi, że nie jest aż taki dobry, ale trzymam się swojego zdania. Ragnar to nie tylko Travis Fimmel, ale również świetny spryt i dobrze napisane linie dialogowe. Jest on "prawdziwym", inspirującym dla wielu mężczyzną, umiejącym dosadnie powiedzieć, krzyknąć, przypieprzyć, wypie... no ten... jak to powiedziała koleżanka mojej kumpeli "Gwałcił wszystkie i każda się godziła" (no i jak patrzę na reakcje dziewczyn na pół nagie zdjęcia aktora, to się w sumie nie dziwię). Jego przemowa pod Paryżem, która jest znana w internecie jako "I am the King", to po prostu kocur. Sukinkot zamknął wszystkim gębę, by na samiutki koniec postawić kropkę nad i.

Był wyjątkowo inteligentny i mimo gorącej krwi, to wraz z wiekiem coraz lepiej rozumiał życie i jego reguły. Sprawdził się jako nauczyciel i zawarł, jak w wielu swych przemowach, tudzież rozmowach z innymi wiele mądrości. Co prawda ojciec był z niego dość kiepski, ale dał dobre podstawy Bjornowi i Ivarowi, szczególnie temu drugiemu. Przekazał im tyle wiedzy ile mógł, powiedział im o ich mocnych stronach i w odpowiedni sposób nakierował, wbił głęboko poczucie dumy i zaszczepił ambicję. Gdyby przynajmniej część rodziców prowadziło takie rozmowy ze swoimi pociechami (mówię o tych konkretnych przykładach, bo jak już mówiłem, Ragnar jest wybuchowym cholerykiem i odbijało się to również czasem na dzieciach), to świat poszedłby w dobrą stronę.

Jest to również postać, która może w ciągu sekundy zmienić swoje intencje w stosunku do drugiej osoby. Ze szczerej, jakże prawdziwej radości w złość i chęć mordu. Dodatkowo aktor znakomicie gra oczami, więc możemy nie raz po prostu obserwować "zwierciadła" jego duszy, jak pracują, zmieniają się względem nastroju Normana. Genialny casting, do dziś za każdym razem, gdy słyszę imię Ragnar albo Wikingowie, to momentalnie kojarzy mi się z głównym bohaterem tego serialu. Mam nadzieję, że Travis Fimmel nie utknie w tej jednej roli na zawsze, jak mają to w smutnym zwyczaju niektórzy z aktorów.

  1. True Detective S1 - Rust Cohle - Serial, który był mi polecany przez wiele osób (Bukiego, Dahakę, mojego przyjaciela Łukasza). Miałem do niego dwa podejścia. Przy pierwszym odpadłem, początek w ogóle mi się nie podobał (pozdrawiam ludzi, którzy “zuploadowali” 2-gi sezon podpisując go jako 1-wszy), nawet nie obejrzałem całego odcinka. Za drugim razem oglądałem już z Łukaszem, który chciał sobie odświeżyć serial. "Zły detektyw" odrazu przykuł moją uwagę. Wyglądał bardzo znajomo, jego podejście do życia, opinia o Ziemi i życiu tutaj było już wcześniej dobrze znane. Przed seansem usłyszałem od Łukasza: "W tym serialu jest taka postać, której teksty odrazu cię kupią i zadziwią". Istotnie, czułem się jakby scenarzyści wygrzebali z mojej głowy część rozważań, filozofię i podejście do życia. Podobnie traktujemy Ziemię, coś w rodzaju czyśćca, w którym aktualnie przebywamy i codziennie dostrzegamy głównie te negatywne aspekty życia. Codziennie pracujemy, często niepotrzebnie dużo, niekiedy żyjemy pracą, a nie cieszymy życiem.

Podobnie jak Dr Lecter albo Malvo, Rust Cohle to osoba konsekwentna i kierująca się żelazną logiką, silnie bazując przy tym na instynkcie, rozwiniętej empatii. Jednocześnie jest to zgorzkniały, pogodzony ze swoim losem mężczyzna, który zaznał wiele cierpienia w swoim życiu. Ma kompletnie gdzieś opinię innych, żyje jako niemal totalny odludek i nie stroni od alkoholu i mocniejszego staffu. Nawet w obecności policji ma wszystko totalnie gdzieś i rozkazuje funkcjonariuszom, by kupili mu 6-pak piwerka, bo na trzeźwo nie chce mu się gadać. Nawet jeśli nie lubicie serialów policyjnych, to ten jeden (podobno drugi sezon ssie, więc nie macie tak dużo do oglądania) warto obejrzeć przede wszystkim dla relacji pomiędzy nim, a Martinem Hartem. Kolejny przykład przemyślanego castingu i dopasowania do siebie.

  1. Black Sails / James Flint - Kolejna postać, którą po prostu uwielbiam. Osoba bardzo przemyślana, niejednoznaczna i mająca gigantyczny bagaż doświadczeń. Jest to człowiek, który na skutek różnych wydarzeń musiał zabić w sobie większość człowieczeństwa i mieć złą sławę. Niestety, czasem los przydziela nam dość niewdzięczne zadanie. W takich niebezpiecznych miejscach trzeba umieć narzucić swoją wolę siłą, gdy pertraktacje nie są skuteczne (a zazwyczaj nie są, ot element naszej ludzkiej natury), a James Flint ma plan awaryjny na każdą sytuację (a nawet gdyby jej nie miał, to niejednokrotnie pokazał, że umie dokonywać cudów). Nie istnieją dla niego przeszkody nie do ominięcia. Pozbywa się ich równie skutecznie, efektownie i bez emocjonalnie, co Francis Underwood z "House of Cards".

Już od pierwszego odcinka wiemy, że będziemy mieli do czynienia z niezwykle charyzmatyczną postacią, która (podobnie jak Ragnar) nie raz oddaje się szaleństwu. Gra przy tym też bardzo naturalnie, tak jakby Toby Stephens na co dzień był takim zimnym draniem. Zresztą, ten całkiem utalentowany aktor sprawdza się również w lżejszych momentach, gdy można sobie pozwolić na nieco więcej luzu. Jego szarmancki uśmiech, który widzimy tak rzadko, jest równie szczery, co te smutniejsze chwile w życiu starego pirata. Jeżeli lubicie niejednoznaczne postacie, które są zagadką do ostatnich odcinków, to polecam obejrzeć "Black Sails".

  1. House of Cards - Francis Underwood - Wielokrotnie podkreślałem, że Frank Underwood alias. Andrzej Duda to jedna z najelegantszych kreacji w serialach. Podobnie jak Mads Mikkelsen, on nie odgrywa roli mu przeznaczonej, on po prostu jest jej ucieleśnieniem. Frank był inspirowany nieco Billem Clintonem (a jego serialowa żona, Claire, Hillary Cliton) i to widać. O ile Bill Clinton, to po prostu zboczek, który doszedł dość wysoko (facet podobno sprowadzał sobie panienki do domu, jak jego żona rywalizowała z Bogiem Imperatorem o tytuł Prezydenta najsilniejszego kraju na Ziemi), o tyle Frank to kawał chuja do kwadratu. Kanalia pierwszej wody, złamas który najpierw powie ci jedno w twarz, a potem się tego wyprze. Podobnie jak większość z postaci na tej liście, Pan Prezydent traktuje innych ludzi, jak swoje narzędzia. Gdy się zepsują lub stanowią zagrożenie, to są boleśnie bici kijem albo dożywotnio uciszani. Ale czy to nie za to oglądamy? Czy nie jest to jeden z tych polityków, których często nienawidzimy za niepoprawianie naszego życia, a ciągłe jego utrudnianie? Tak, to jeden z nich.

Różnica jest taka, że Frank, jak i Claire są niemal perfekcyjni, trochę im brakuje do kreacji Lectera, ale dla przeciętnego obywatela USA kreują się na właśnie takich ludzi. Uczciwi, działający zgodnie z prawem, nigdy przeciwko krajowi, zawsze zgodnie z jego interesem... Niestety jego charakter miał parę spadków poziomów za dużo (zwłaszcza w ostatnim sezonie, jak się go zsumuje z wpadkami z 3), przez co nie może się znaleźć wyżej na mojej liście.

  1. Fargo S2 / Mike Milligan - Jest nieco podobny do postaci Malvo z pierwszego sezonu, lecz jest to jedynie pozorne podobieństwo. Również jest spokojny, charyzmatyczny, wie co, kiedy i jak powiedzieć. Zna również swoje możliwości i jest dobrym obserwatorem. Ma nieco inną rolę niż Malvo, aczkolwiek, podobnie jak w/w, również bazuje przede wszystkim na swojej inteligencji. Atakuje wtedy, kiedy ma przewagę i jest przygotowany. Bokeem Woodbine zagrał niemniej fascynującą postać, co Billy Bob Thornton, większość jego kwestii jest pozbawiona (w większości przypadków) zbędnych słów (długo myśli nim udzieli jakieś ważnej odpowiedzi) oraz mówi nienaganną dykcją. Mimo zachowywania stalowych nerwów, to potrafi być niejednokrotnie rozbrajająco szczery. Rzadko można dostrzec, gdy Mike'a ponoszą nerwy, nawet w ciężkich chwilach, gdy sam jest na muszce, to zachowuje stoicki spokój. Podobnie jest przy wydawaniu decyzji, również tych, które oznaczają czyjąś śmierć.

Jest to również świetny taktyk, który potrafi sprawnie ułożyć swoiste "pionki na szachownicy" (rywalizujących z nim gangsterów, policjantów) oraz nie boi się grać o wysoką stawkę (na zasadzie - w razie powodzenia zyska bardzo wiele, zaś w przypadku porażki straci wszystko). No i parodia pewnej klasycznej sztuki w jego wykonaniu wyszła kapitalnie. Poużywał sobie chłopak, nie powiem (a ile zyskał!). Jednym zdaniem, jeden z najbardziej trzeźwo myślących "złych" jakich widziałem kiedykolwiek w serialach, filmach, czy anime.

  1. House of Cards / Claire Underwood - Im dalej z “House of Cards”, tym mniej lubię postać odgrywaną przez Robin Wright. Aktorka ma szeroki wachlarz umiejętności aktorskich oraz ma olbrzymie pokłady seksapilu (jej erotyczne ujęcia z tego serialu bardzo dobrze działają na wyobraźnię, komplement jest tym mocniejszy, że sama aktorka ma już 51 lat). Niestety, mimo swojej charyzmy, wdzięku i bezdyskusyjnej, wrodzonej elegancji, to nie jest w mojej opinii w stanie pociągnąć dalej tego serialu (jakby ktoś nie wiedział, kolejny sezon będzie bez Kevina Spacey’ego). O ile w pierwszych 2 sezonach uważałem inaczej, o tyle im dalej, to tym gorzej. Scenarzyści za bardzo piszą Underwoodów na jedno kopyto. O ile Kevin Spacey się broni dzięki swoim Mistrzowskim umiejętnościom aktorskim, o tyle p. Robin Wright nie jest w stanie wykrzesać tyle ognia ze swojej roli. Mam nadzieję, że kolejny sezon z jej udziałem mnie pozytywnie zaskoczy - pragnę powrotu tej zimnej, wyrachowanej suki.
  1. Breaking Bad / Heizemberg vel. Walter White - Przyznam się Wam szczerze, że do dziś nie rozumiem fenomenu tego serialu. Jest to jeden z pierwszych, jakie widziałem (mówię o tych oglądanych w necie). Nawet główny bohater nie robił na mnie większego wrażenia przez większość sezonów. Co prawda design i pseudonim były dość pomysłowy, aczkolwiek sama kreacja postaci niezbyt mi przypadła do gustu. Wydaje mi się, że to wina wcześniejszej znajomości kilku anime i filmów (przede wszystkim tych pierwszych). Dużo bardziej spodobał mi się “Kaiji” albo “Akagi”, dwie mangi autorstwa Nobuyukiego Fukumoto. Jednakże od przedostatniego sezonu sytuacja się nieco zmieniać. Heizemberg zaczął być dla mnie intrygującą postacią, a moment, jak "wybuchnął" swojego kolegę Mokebe był wręcz doskonały. Czarnoskóry świetnie odegrał scenę mając poczucie śmiertelnego zagrożenia (i takie coś faktycznie się zdarza, kto to przeżył, ten wie o co chodzi), niewiele gorzej wypadł sam chemik, który musiał mieć w tym momencie jaja, niczym stalowe arbuzy. Nie jestem co prawda biegły w temacie, ale trochę się naczytałem i popatrzyłem w internetach, jak ludzie karteli narkotykowych załatwiają ludzi, którzy chcą im zrobić "psikusa". Uwierzcie mi, chłopaki mają głowy pełne pomysłów i wprost uwielbiają je wcielać w życie. Wydaje mi się, że zrobiliby wrażenie nawet na Sowietach lub ludziach Bandery (jakbyście kiedyś na przyszłość podpadli kartelowi Meksykańskiemu, to lepiej sami się zabijcie... macie gwarancję, że będzie to w miarę bezbolesne... i szybkie).

Mimo ostatnich dwóch sezonów, to moja opinia o serialu się nie zmieniła, nadal uważam go za produkcję dobrą dla "serialowych Januszy" (nie moje porównanie, powiedział to ktoś, kto jest dla mnie swoistym mini-autorytetem, jeśli chodzi o seriale), ale Walter White zapadł w mojej pamięci. Nie powiem, aktor ma charyzmę. Jest dość niepozorny, wie jak działać i potrafi stać się realnie groźny, a to cenne umiejętności niezależnie od czasów, w których przyszło nam żyć.

  1. Gra o Tron / Tyrion Lannister - Początkowo nie planowałem go tu wrzucać (listę spisywałem przed emisją najnowszego sezonu "Gry o Tron"), ale po dokładnym przemyśleniu sprawy postanowiłem go dopisać. Siódmy sezon jedynie mnie utwierdził w tej decyzji. Gościu co prawda nie grzeszy wzrostem, ale ma tak wielkie cojones (co zdają się potwierdzać krzyki jego kochanek-dziwek), że nie jeden kozak poczułby przed nim respekt. Nie miał w życiu lekko z powodu kalectwa i dość szybko nauczył się paru prawd o życiu. "Bierz z niego wszystko póki możesz, jutro możesz nie żyć". Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że nawet Tyrion sam kiedyś powiedział, że trzeba sobie jakoś zapchać nudny okres pomiędzy pomiędzy kolejnymi ważnymi decyzjami. A co jest lepszego niż używki i dziewczynki? Jeszcze więcej używek i panienek!

Tyrion ma kompletnie gdzieś, kto co o nim sobie pomyśli. Nie ukrywa, że jest elokwentnym, chamskim i amoralnym osobnikiem. Żyje po prostu wedle własnych zasad i stara się nie bruździć innym. Pod tą przykrywką pijaczka-prostaczka kryje się prawdziwy mózg, który potrafi przewidzieć wszystko kilka kroków przed innymi. Jest również rzetelny i trzeźwy w swojej ocenie oraz umie odstawić personalne odczucia na rzecz prawdy. Szanuję go za to, że umie przyznać rację wbrew sobie, prawdziwa szczerość wobec siebie i faktów, to wbrew pozorom nie częsty dar.Większość ludzi nie umie spojrzeć w głąb duszy i pokornie powiedzieć parę cierpkich i gorzkich słów wobec samego siebie.

Wikingowie / Lagertha - Pokochałem Katheryn Winnick dzięki “Wikingom”. Potrafi grać zarówno dziewczyny pełne uroku, jak i pełnokrwiste, “hardkorowe suki”. Bardzo dobrze dobrali ją do odgrywanej roli. Nie jest taką chudą malapetą, co WonderWoman w filmach z filmowego świata DC. Jest dość postawna, nie połamałby jej podmuch wiatru, a i w walce z mężczyznami radzi sobie naprawdę całkiem dobrze. Gdy była jeszcze młoda w pierwszych sezonach sezonach "Wikingów", to miała podobny błysk i dzikość w oku, co Ragnar. Później, wraz z wiekiem, stała się bardziej przywódczynią aniżeli zwykłą tarczowniczką i wykorzystywała swoje doświadczenie i mądrość życiową (którą objawiała również za młodu), by dźgać słowem równie boleśnie, co mieczem. Generalnie jest to kobieta, która na kilku etapach swojego życia musiała przywdziać "męskie spodnie" i pokazać samcom alfa, kto tu ustala reguły. Niech Was wzrok nie zmyli, Lagertha potrafi bardzo, bardzo boleśnie zadać cierpienie facetom. Wystarczy tylko, że jej podpadniesz lub ją zdradzisz, a będziesz błagał o szybkie ścięcie głowy.

Heroes / Sylar - O nim będzie krótko, bo "Herosów" widziałem tylko raz parę lat temu (ze 4), było fajnie i raczej już do tej marki nie wrócę. Dobry pomysł, szkoda że nie wypaliła akcja-reanimacja z nowym sezonem. Sylara zapamiętałem być może ze względu na aktora. Z tego co widzę po Filmwebie, to rola w "Herosach" była najprawdopodobniej pierwszą ważną w karierze Zachary’ego Quinto. Dobrze zagrał socjopatę i miał swoje 5 minut z fajnymi scenami. Jego super-moce tylko dodawały mu uroku. Niejednokrotnie byłem zdziwiony tym, co oglądam na ekranie. Nieraz, szczególnie w przypadku Sylara, posuwali się dość daleko. Moim zdaniem wyszło to na plus. Taki serialowy "Boku no Hero Academia" zmieszany z "Hunter x Hunter". Nawet fajne, mogę polecić. Choć 2 ostatnie sezony nie były najlepsze, szczególnie ostatnie (ale nadal jest "zjadliwie").

A jakie postacie tego typu najbardziej lubicie Wy? Chętnie podyskutuję ;).