
Top-15 moich ulubionych bajek z dzieciństwa
Archiwalny tekst, trochę nostalgiczny ;).
Gdy byłem dzieckiem, to oglądało się wszystko, co wpadło w nasze ręce. To były zupełnie inne czasy. Tak jak teraz mamy, moim zdaniem, lekki przesyt bajek, animacji, filmów, seriali i generalnie każdy znajdzie swoją niszę, tak kiedyś było dość słabo. Nie mieliśmy takiego dostępu do dóbr kultury, jak dziś, więc chwytało się tego, co było dostępne. Czy to poprzez kwitnące wówczas piractwo (giełdy, wielkie hale ze sprzętem komputerowym, grami, programami <ba! Nawet czasem w TV leciały jakieś programy nielegalnie, jak np. “Simpsonowie” w TVP Katowice w na początku lat ‘90>), telewizję, czy też kino (o ile było w Waszym mieście... w moim 10-tysięcznym Chocianowie było). Czasem jakiś znajomy przyniósł coś, co dostał od ojca tudzież dziadka zza zachodniej granicy i też się oglądało. A że nikt nie rozumiał o co chodzi, bo bajka była bez polskiej wersji językowej? A kogo to wtedy obchodziło? Dodatkowo miałem farta, że mój ojciec swego czasu trochę nerdził i posiadał hurtownię z grami oraz kasetami VHS. Potrafiłem przesiadywać u niego całymi dniami, siedzieć na kartonowym pudle i oglądać bajki lub grać na konsolach sprzed ery PlayStation. Mama nie była lepsza i też przepadała za bajkami (a nawet swego czasu lubiła anime, jak sama była nastolatką, to oglądała "Wojnę Planet", a później, wraz ze mną, "Tajemnicze Złote Miasta"), więc generalnie można powiedzieć, że maniaczenie bajek, anime i filmów dostałem w genach od rodziców. Po przeprowadzce z Krakowa do Chocianowa, Tato nadal lubował się w kupowaniu video, więc bajkowa rozpusta trwała dalej. Szczególnie, że jakiś czas po przeprowadzce rozchorowałem się na świnkę, czy inną różyczkę i byłem uziemiony w łóżku na kilka tygodni (a obok mnie był pokaźny stos kaset VHS).
Np. takie "Robotix" (dość średnio udaną kopię "Transformers"), znałem swego czasu na pamięć. Każdy dźwięk, słowo, sytuację, bajkę widziałem niezliczoną ilość razy. Rodzina miała ze mną przerąbane, bo z racji że to była moja pierwsza tego typu bajka ("Robotix" miał swoją premierę w 1985) na VHS, to katowałem ją niezliczenie wiele razy. Pewnie musieli się wkurzać, gdy znowu to leciało na jedynym telewizorze w domu. Potem nastała era wypożyczalni, których i ja byłem częstym gościem. Internet wówczas baaardzo raczkował w Polsce, nie zawsze był klimat do haratania w gałę na pobliskim boisku, więc często chodziliśmy do salonów automatowych (w niektórych z nich były również wypożyczalnie video). Gry jednak mnie wówczas niespecjalnie interesowały (pomijając RTS-y, to od zawsze był ze mnie słaby gracz, ale swoje w salonach wydałem), za to "Dreamstone" lub "Transformers" już jak najbardziej.
Nie byłem w stanie wywalić ze swojej listy dwóch anime, tj."Księgi Dżungli" i "Tajemniczych Złotych Miast" (jeżeli nie wiedzieliście, że to chińskie bajki, to uważajcie, zniszczę Wam dzieciństwo do końca... "Pszczółka Maja" to też anime! xD). W dużej mierze dlatego, że dopiero po latach dowiedziałem się, że to bajki produkcji Japońskiej. O ile pochodzenie Daimosa, Tsubasy, "Sally Czarodziejki", "Sailor Moon" i późniejszych anime, było dla mnie jasne od początku, o tyle tych dwóch wyjątków nie umiem potraktować jak japońskie kreskówki, mam je w pamięci zakodowane jako "zwykłe bajki". Poza tym, pozwoliłem sobie na dodanie polsko-niemieckiego serialu (jak nostalgia, to po maksie!). Za dzieciaka nie cierpiałem naszych produkcji. Uważałem je za brzydkie, kiepsko zaanimowane, nieprzemyślane, zbyt ugrzecznione i okazywałem to wyjątkowo niegrzecznie (udawałem, że wymiotuję na wspomnienie o nich xD). Poza tą jedną, którą do dziś całkiem mile wspominam. Przy wyborze tych tytułów kierowałem się przede wszystkim: sentymentem, jakością fabuły, tym, jak wspominam bajki z perspektywy czasu oraz poziomem ich "starzenia się". Nie odkryję Ameryki, że niektóre produkcje (tyczy się to zarówno gier, filmów, jak i anime) potrafią nieraz wyglądać niezbyt atrakcyjnie w swoim prime time, a czas im albo szkodzi albo dodaje uroku. Ważnym czynnikiem, jest również ilość kolejnych rewatchów, a tych było dość wiele. To tyle, zapraszam do swojej listy ulubionych bajek.
Kubuś Puchatek - Swego czasu, była to jedna z moich ulubionych dobranocek. Z tego, co pamiętam, to swego czasu, starałem się nie ominąć jakiegokolwiek odcinka. Z tego co pamiętam, to w latach 94-98 leciał najczęściej w niedzielę na TVP w ramach dobranocki. W pewnym wieku wyrosłem z tej kreskówki (prawdopodobnie na rzecz innych, zawierających więcej przemocy, wybuchów, elementów rywalizacji, bardziej złożoną fabułę itd.), ale po dziś dzień mam całkiem miłe (gdybym napisał "ciepłe", to źle by brzmiało w tym kontekście) wspomnienia z Puchatkiem. Lektura książkowego pierwowzoru, w przeciwieństwie do bajki Disneya, niespecjalnie do mnie przemówiła i dalsze poznawanie przygód Puchatka, ograniczyłem do filmów kinowych, które posiadałem na kasetach VHS. Co by tu jeszcze dodać na koniec... o, najbardziej lubiłem Tygryska i Sowę.
Flinstonowie - Co prawda jest to kolejna kreskówka, z której wyrosłem (gdzieś w okolicach 15 lat), ale zanim to nastąpiło, to maniakalnie oglądałem wszystko z ich udziałem. Najbardziej podobała mi się seria telewizyjna oraz część filmów kinowych (szczególnie ten z Fredem, jako odpowiednikiem Bonda, naprawdę udana przeróbka albo gdy był Świętym Mikołajem), które miałem na kasetach video. Miałem z 7 oficjalnie wydanych w Polsce kaset VHS z odcinkami. Swego czasu znałem ich zawartość niemalże na pamięć. Humor, jak i klimat tej kreskówki, przemawiał do mnie o wiele bardziej niż w przypadku Jetsonów, czy też poprzednio opisywanym Misiu. Jak sięgnę pamięcią, to na przestrzeni lat nie pojawiła się żadna istotna postać, która w jakiś sposób mnie wkurzała w trakcie oglądania, co jest w moim przypadku nie lada wyzwaniem. Dziś jest to już wyłącznie pieśń przeszłości, ale wciąż przywodzi na myśl miłe wspomnienia.
Księga Dżungli - Obok "Sally Czarodziejki", "Tsubasy" i "Daimosa", to moja ulubiona kreskówka, która leciała na kultowej Polonii 1. Wielu polskich mangowców urodzonych pod koniec lat ‘80 lub na początku ‘90, zaczynało swoją przygodę z japońską animacją, właśnie dzięki tej stacji. Nie dość, że z lektorem, to jeszcze przebijał się włoski lub francuski dubbing. Mało tego! Czasami tłumaczenie było kompletnie do bani, zaś niektóre linie dialogowe zostały wręcz pominięte! Wybrałem "Księgę Dżungli", a nie w/w, bo w przypadku tamtych byłem od początku przekonany, że są to japońskie produkcje. Po latach, gdy oglądałem "Shounen Mowgli" na francuskim kanale Mangas byłem w niemałym szoku. Kreska do dziś w ogóle nie kojarzy mi się z chińskimi bajkami. Bajkę kojarzę głównie dzięki openingowi. Świetnie jest sobie przypomnieć bohaterów, tej luźnej adaptacji powieści Rudyarda Kiplinga. Panterę Bageerę, Miśka Baloo, całkiem fajnie w roli "złego" sprawdzał się tygrys Shere Kahn, najmilej wspominam odcinki, w których współpracował z bohaterami. Nie zatracał przy tym swojej godności, okazywał po prostu szacunek i pomagał, gdy inni na to w jego mniemaniu zasłużyli. Nigdy nie obejrzałem tego w całości, ze 3 razy kończyłem mniej-więcej w tym samym miejscu, bo to musiałem wrócić do swojego miasta z pobytu u rodziny albo padła mi antena. Przez lata szukałem w internecie odpowiednio dobrej kopii, ale niestety do dziś nie znalazłem w miarę legitnej wersji.
X-Men/Spiderman - Obie kreskówki są moimi ulubionymi, jeśli chodzi o animacje Marvela z tamtych lat. Są niestety reliktem przeszłości. Gdy z 1.5 roku temu Ichabod z Komiksomaniakiem mówili, że ciężko się to dziś ogląda, to początku temu nie dowierzałem... a potem postanowiłem to sprawdzić i byłem zmuszony przyznać im rację. Te bajki strasznie źle się zestarzały. Co prawda teraz orientuję się w temacie nieporównywalnie lepiej niż wtedy (pamiętam, jak zobaczyłem Thora w bajce z Iron Manem, to zastanawiałem się, co to za beznadziejny leszcz xD), ale nadal ta wiedza jest dość kiepska. Mimo to, jak sobie przypomnę niektóre motywy, czasem niezbyt udane, próby przeniesienia czegoś na ekran z kart komiksów, to nie dziwię się ich narzekaniom. Moim zdaniem nie jest tragicznie i myślę, że dałbym dziś radę obejrzeć ponownie którąś z nich (choć pewnie trochę się przy tym przymuszając), ale mam lepsze sposoby na marnowanie czasu. Mimo tego narzekania nie mogę powiedzieć, że nic im nie zawdzięczam. Dzięki tym serialom, łatwiej mi przyszło ogarnąć MCU, które zaczął oglądać dopiero od "Avengers" (wcześniej śmiałem się, że te filmy są kiepskie xD). Fajnie było zobaczyć świat Marvela, który znany był mi wcześniej m.in. z gry Maximum Carnage. Niemniej jednak nie polecam, za dzieciaka fajnie się oglądało, ale człowiek po prostu z tego wydoroślał.
Alladin - Moja ulubiona, zaraz za "Duck Tales", bajka od Disneya. Głównie dzięki temu, że do dziś uwielbiam Alladyna (mam do niego chyba nawet większy sentyment niż do "Króla Lwa"). Pamiętam nawet krótki fragment, jak jechałem na seans z Tatą. Nie pamiętam, jakie to było konkretnie kino w Krakowie, ale do dziś , jak czasem tamtędy przejeżdżam, to nadal robi wrażenie swoimi gabarytami. Ogrywałem wszelkie gry, zajechałem kasetę z bajką na amen, a gdy bajka była emitowana w publicznej telewizji, to nie opuściłem ani jednego odcinka. Byłem zachwycony, ze rozwinięto uniwersum, które tak bardzo pokochałem w pierwszym filmie. Znowu zobaczyłem ten magiczny, kolorowy świat, pomysł na Bagdad i okoliczne lokacje. Spodobały mi się również nowe postacie, jak np. Mechanikles, czy jak on się zwał. Generalnie podobała mi się dużo bardziej niż inne serialowe rozwinięcia hitowych filmów ze stajni Disneya. Jeżeli telewizyjna seria "Alladyna" niespecjalnie odstaje od "Kaczych Opowieści", to śmiało mogę Wam ją polecić. Sam się być może za to zabiorę pod koniec roku.
South Park - Gdybym oceniał z perspektywy znajomości marki, to SP byłoby zdecydowanie wyżej. Tak jednak nie jest, kieruję się czysto wspomnieniami z dzieciństwa, więc wszelkie moje spostrzeżenia z gier na PS3. Za dzieciaka, nie ogarniałem za bardzo humoru w "South Park". Byłem zbyt młody, by dostrzec to subtelne poczucie humoru, skrywane za olbrzymią ilością bluzgów, przemocy, seksu i braku tematów tabu. Jasne, "South Park" to często bardzo ostra jazda (czasami aż do przesady), ale głównie ci inteligentniejsi ludzie dostrzegą sporo słusznych przytyków do świata, społeczeństwa, aktualnych wydarzeń, rozpalających emocje zwykłych ludzi, tudzież szeroko rozumianej prawicy, lewicy lub konserwy i tzw. postępowców. Jak człowiek niedokładnie ogląda SP, to może mu umknąć morał płynący z odcinka pod toną fucków, czy innych kurew. Jak byłem młody, to śmiałem się z tych słabych żartów, jak np. "O patrzcie, zrobił kupę, hehe", "Hehe, Kenny'ego rozjechał pociąg/zjadły szczury/spalił się itd." puszczanie i podpalanie swoich pierdów, częste rzucanie bluzgów. Pamiętam dni, gdy kopia filmu chodziła na mieście i można było namierzyć posiadacza płytki cd, dzięki poczcie pantoflowej. Zdobyłem ją stosunkowo szybko i... klops, oglądałem po angielsku, bo nie umiałem dodać napisów (ach te czasy, gdy nie wiedziało się, ze z media player classic nie ma z nimi problemu...). Ledwo co zrozumiałem, ale miałem dobrą bekę z Saddmana homoseksualisty, "ludzkich tarcz", żartów dotyczących Windowsa, czy "Star Wars". Po latach jest to jedna z ważnych dla mnie marek, ale rzadko kiedy przebijała się do "pierwszej ligi" zainteresowań. Mam grę "Stick of Truth", którą dość wysoko oceniam, widziałem wiele odcinków serialu i jestem jego fanem. Uwielbiam, jak wciskają igłę wszystkim (każdy dostaje po dupie równo i to przezajebiście szanuję u twórców tego typu treści) po kolei. Lubię to i raz na jakiś czas lubię sobie odpalić po kilka odcinków, ale potem zazwyczaj przerzucam się na coś innego.
The Simpsons - Jedna z moich ulubionych bajek z czasów, gdy byłem 11,12 nastolatkiem. Moja sympatia była tak wielka, że naściągałem mnóstwo obrazków z internetu, a było to w czasach gdy posiadałem modem, więc dostałem karę po tym, jak przyszedł rachunek. Byłem w dobrej sytuacji, bo bardzo długo miałem telewizję FoxKids, na której leciało kilka naprawdę fajnych bajek (Kot Eeek, Ludwiczek, Gatchaman, Teknoman, Pinokio etc.), więc mogłem cieszyć się przygodami rodziny "Simpsonów". Niestety, gdzieś tak w okolicach 2-giej klasy liceum, przestałem śledzić ten serial. Nawet widziałem ten film animowany, który nie był w sumie taki zły (aczkolwiek specjalnie udany również). Ot, kolejna marka, która nie zaintrygowała mnie na tyle mocno, abym został przy niej na dłużej. Nie ma w nim nic, co by mnie specjalnie irytowało.
Postacie zasadniczo lubię wszystkie (nawet tego fanatycznego wierzącego xD), ton serialu również mi odpowiada... ot, nie moje klimaty.Sandokan - Jest to jedna z tych bajek, które wynajmowałem z wypożyczalni VHS dobrych kilkadziesiąt razy. Podobnie jak parę innych tytułów, "Sandokan" należy do tych, do których żywię wyjątkowo ciepłe wspomnienia. Niestety trudno mi o nim cokolwiek sensownego napisać, bo nie widziałem tej animacji przez wiele długich lat i niektóre wspomnienia się zatarły... Aż do tej chwili, gdy przypadkowo natrafiłem na kanał na YT, gdzie są wszystkie odcinki. Jak ja się do tego dobiorę, gdy tylko skończę "Fullmetal Alchemist: Brotherhood"...! Z tego, co pamiętam, to podobały mi się przygody Sandokana (jak i jego wątek romantyczny, jak ja im kibicowałem jako dzieciak xD) oraz zżyłem się ze wszystkimi piratami z Mompracem i cicho im kibicowałem, gdy byli w tarapatach. Warto również wspomnieć o openingu, który jest po prostu nieziemski, jest to jeden z tych, jakie zapamiętam prawdopodobnie do końca swoich dni.
Cybersix - "Cybersix" to kolejny, wyjątkowy dla mnie tytuł. Bodajże brazylijski komiks zaadaptowany na anime, za kanadyjskie pieniądze. Przede wszystkim pamiętam go za przepiękne intro. Świetna kompozycja utworu ze ślicznym głosem należącym do p. Coral Egan. Nie znam komiksowego pierwowzoru, a o tym anime przeczytałem po raz pierwszy, w którymś "Gamblerze" (nawet na którejś płycie CD od Gamblera albo innego czasopisma był dołączony opening do tej bajki). W mniej więcej podobnym czasie zetknąłem się z dwoma odcinkami na bodajże Canal+, który był takim "mangowym okienkiem" w Polsce na świat na początku lat ‘90, jeśli chodzi o produkcje z nieco wyższej półki. Z tym tytułem zetknąłem się ponownie gdzieś w okolicach liceum, gdy robiłem porządki w poszukiwaniu jakiś zapomnianych przeze mnie gier. Serial liczy sobie dość mało odcinków, więc wciągnąłem całość w jeden weekend. Pomijając wątek głównego bohatera (i jego zmiennopłciowość, jak u niektórych w "Sailor Moon: Stars"), jak również relacje z jego “kolegą”, to "Cybersix" oferuje stosunkowo niewiele, a przynajmniej w swojej animowanej wersji. To jeden z dobrych przykładów na to, jak czasami działa potęga nostalgii. Przez wzgląd na pozytywne wspomnienia (podejrzewam, że wynikające głównie z tego pięknego openingu), nastawiłem się na jakąś wyjątkową bajkę, a nie była jakoś szczególnie dobra. Fabuła jest dość prosta, generalnie niespecjalnie wykracza ponad poziom typowych dla dzieci kreskówek. Główny Złol co prawda miał potencjał (jeśli dobrze pamiętam, to jeden z nazistowskich lekarzy), ale jego wątek też został poprowadzony w miarę nieskomplikowanie. Mówiąc jednym zdaniem - bajka jakich było wiele w tamtym czasie.
Dreamstone - W swoim życiu pisałem o tej animacji już kilkukrotnie. Kiedyś nawet przygotowałem naprawdę solidny i dość merytoryczny tekst. Obejrzałem tę bajkę po raz pierwszy w dzieciństwie, prawdopodobnie tuż przed jej oficjalną premierą (albo chwilę po niej) w Polsce na jakieś kasecie VHS. Gdy trafiła do lokalnej wypożyczalni, to pewnie wypożyczyłem ją z 5 razy. Jeśli dobrze pamiętam, to w tamtym czasie nie miałem kanału, na którym "Dreamstone" leciał w Polsce, więc było mi dane obejrzeć jedynie kilka z nich, gdy byłem akurat u któregoś z kolegów z tym kanałem. Później przez wiele długich lat szukałem tej bajki w internecie. Niestety, bezskutecznie. Natrafiłem na nią dopiero w okolicach liceum.
Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowano naprawdę porządną ekipę. Jej jakość broni się aż po dziś dzień i nadal powoduje we mnie dreszcze emocji, kawałki nagrywane przez Londyńską orkiestrę symfoniczną są po prostu cudowne. "Into the Sunset" śpiewane przez Bonnie Tyler od paru lat zawsze powoduje we mnie zarówno pozytywne emocje (przez jej wydźwięk, ton), jak i te negatywne (z powodów osobistych). Podniosła, epicka wręcz, jak i baśniowa muzyka mocno podkreślają świat zbudowany przez rysowników i animatorów. Od strony fabularnej seria mi nie leży. Im jestem starszy, tym mniej podobają mi się poszczególne baśniowe opowieści (aczkolwiek są od tego wyjątki), czy to mangowe, czy filmowe. "Dreamstone" nie jest wyjątkiem i gdy go sobie odświeżałem w liceum, to pomimo początkowego zachwytu, porzuciłem oglądanie, gdy obejrzałem większość epizodów. Mimo to szanuję za bardzo dobrze przemyślany świat dla najmłodszych. Nie jest on szczególnie oryginalny, ale wyróżnia się jakością wykonania na tle tego typu bajek. "Klejnot Snów" jest bardzo kolorowy, wręcz wielobarwny, baśniowy oraz naprawdę dobrze zaanimowany. Postać Zordraka i jego świetny głos do dzisiaj zapadły mi w pamięci. Bardzo przyjemna baśń, z której niestety wyrosłem, ale nadal ma istotne miejsce w mej pamięci. Głównie ze względu na wyśmienitą ścieżkę dźwiękową, która nadaje głębi tej baśni i czyni jej świat żywszym.
- Duck Tales - Jestem olbrzymim fanem "Kaczych Opowieści". Od dziecka uwielbiam wszelkie kreskówki ze studia Disneya. Szczególne miejsce w moim serduszku (z seriali) mają u mnie przygody Kaczek. Jako dzieciak chwytałem każdą okazję, by obejrzeć jakiś odcinek animacji. Kiedyś, jako około 4,5 letni berbeć, na wakacjach uciekłem z obiadu, bo w hotelowej świetlicy leciały "Kacze Opowieści", warto było dostać opieprz od rodziców xD. Kupowałem też zeszyty, komiksy-Giganty, bajki etc. Czytałem nałogowo, od deski do deski, własne i te brane z bibliotek znajdujących się w moim mieście. Wraz z wiekiem przeniosłem swój obiekt zainteresowania na inne bajki, a "Kacze Opowieści" poszły w odstawkę. Nadal jednak darzę tę bajkę potężnym sentymentem i gdy tylko najdzie mnie ochota, to potrafię kliknąć kilkanaście razy "powtórz", gdy słucham intro na YT.
Od paru dni oglądam sobie po jednym odcinku na dobranoc i cóż by rzec... nostalgia wróciła! Ta bajka prawie w ogóle się nie zestarzała. Zapamiętałem je całkiem nieźle i mam nie lada frajdę, gdy odświeżam sobie poszczególne sceny. Fabuła jest w miarę ciekawa (jak na bajki dla najmłodszych), nie najgłupsza i przekazuje dobre wzorce dla dzieci. Wszakże ludzie, a w szczególności maluchy, najszybciej się uczą, gdy dany materiał jest podany w interesujący i zabawny sposób. Całość jest dobrze zaanimowana i barwna w różne kolory, a aktorzy głosowi odgrywają kawał świetnej roboty, czuć od nich podobne zaangażowanie co u japońskich seiyuu.
Moje ulubione postacie to Sknerus (pewnie dlatego, że jestem urodzonym materialistą), Donald, z którym na swój sposób utożsamiam, Daisy (miała świetny dubbing!) i Wolframik. Hyzio, Dyzio i Zyzio byli spoko. Ich "solowe" przygody bardziej trafiały do mnie w animowanej wersji, w przeciwieństwie do McKwacza i jego pechowego krewnego, których przygody pasjonowały mnie niezależnie od nośnika informacji.
Life with Louie - Prawdopodobnie jedna z najpopularniejszych bajek w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju. Teksty tatulka grubego Ludwiczka, stały się już po prostu kultowe. Nie raz udało mi się słyszeć, jak jakiś facet (niewiele młodszy od mojego Ojca) rzucał znaną wszystkim frazą "Kiedy byłem na wojnie...". Humor i perypetie rodziny Andersonów, niespecjalnie się zestarzały (aż trudno uwierzyć, że rzeczywistość wyglądała nieco inaczej, gdyż Andy był aktywnym alkoholikiem), a morał płynący z tej bajki, praktycznie się nie zdeaktualizował. W końcu nie jeden z nas miewał przygody podobne, co Louie, czasem się to różniło pewnymi detalami, ale gdyby na nie przymknąć oczy, to cała reszta niespecjalnie się różni od życiowych przykładów. Z racji, że wszyscy w mojej rodzinie lubią "Świat wg Ludwiczka", to widziałem wszystkie odcinki po parę razy, czy to w TV, czy na DVD. Większość z nich znam niemalże na pamięć. Jak ktoś jakimś cudem nie zna, to polecam, świetna bajka.
Tajemnicze Złote Miasta - W całości widziałem tylko raz (gdzieś w okolicach liceum), jednakże za dzieciaka byłem olbrzymim fanem tej produkcji. Nie tylko ze względu na świetny klimat przygodówki (i twórcy robią to tak dobrze, że pomimo upływu lat, inni mogą się tego wyłącznie uczyć), czy na walory edukacyjne (które mnie zainspirowały do polubienia geografii). Kapitalne intro oraz dojrzała, w miarę rozbudowana, jak na bajkę dla dzieci, fabuła, dopełniły dzieła. Polecam obejrzeć ją i dziś, bo praktycznie w ogóle się nie zestarzała przez te wszystkie lata. Scenariusz i sposób prowadzenia opowieści nie jest archaiczny, niektóre sceny, jak i ścieżka dźwiękowa nadal robią wrażenie, a klimat "Tajemniczych Złotych Miast", to po prostu perełka. Jest to definitywnie, jedna z najlepszych bajek mojego dzieciństwa, jak i dowód na to, że nostalgia nie zawsze płata nam figle. Lata temu spodziewałem się nieco archaicznej bajki, a zobaczyłem anime, które mogłoby bez większego wstydu, stanąć do rywalizacji z niejednym tytułem sprzed paru lat. Jest to naprawdę solidna przygodówka, z fabułą, która "cierpi" na syndrom tzw. "jeszcze jednego odcinka". Polecam!
Transformers - Do momentu, w którym zostałem fanem DB (nie stało się to odrazu, dopóki nie załapałem bakcyla, to traktowałem to anime dość randomowo... ot "leciało, bo leciało"), to byłem fanboyem "Transformersów". Moja miłość do tej bajki zaszła tak daleko, że Matula mi zabraniała wypożyczać kaset z odcinkami z lokalnej wypożyczalni, bo nieprzerwanie się nimi jarałem i podobno "źle na mnie działały". Rzecz jasna po paru miesiącach olałem zakaz i powróciłem do oglądania. Jakiś czas później w moje ręce na krótki okres wpadł film kinowy z 1985, który zakończył pierwszą serię. Co Wam powiem, to Wam powiem, ale po dzisiejszy dzień twardo się broni. Frank Welker i Peter Cullen (który użyczył również swojego głosu do tego... kurde, nie wiem jak to nazwać, bez użycia brzydkich słów i wulgaryzmów, no serii śmieci produkcji Michaela Baya) są w moich oczach niemniej świetnymi aktorami głosowymi, co ich japońskie odpowiedniki.
Pisałem kilkukrotnie o tym filmie i uważam, że to jeden z najlepszych filmów kinowych w historii anime (w trakcie pisania tego tekstu, przypomniałem sobie, że "Transformers" są dziełem Toei Animation, ale podobnie jak w przypadku paru innych bajek, dowiedziałem się o tym stosunkowo później). Animacyjnie, muzycznie ("White Lion" i cała reszta soundtracku jest po prostu mega!), fabularnie... po prostu pod każdym względem ten film rządzi. Nie chcę zabrzmieć, jak fanatyczny fanboy HoMM III, ale parafrazując ich maksymę - "To najlepsze, co się przydarzyło marce "Transformers". Do dziś nie poznałem lepszej serii, jak i filmu kinowego z tego uniwersum. Headmasters i w ogóle druga seria nie są najgorsze, ale to już nie to samo. Podobno po kinówce, to amerykanie nieco odpuścili tej produkcji, co w sumie wydaje się być zgodnie z prawdą. Im dalej od końca pierwszej serii, tym więcej "japońszczyzny" w tym anime. Metropleksy i inne gigantyczne Transformersy, połączenia itd. Brakło tego "amerykańskiego szlifu". Z tego co widziałem, to z każdą kolejną serią nie jest lepiej (aczkolwiek poszczególne z nich były całkiem nieźle oceniane), lecz od dobrych wielu lat nie śledzę uniwersum, gdyż najzwyczajniej w świecie z niego wyrosłem. Moim ulubieńcem od dziecka jest Starscream. Zdradliwa i arogancka łachudra, uwielbiam scenę, jak Galvatron spalił go żywcem, zapadła mi w pamięci. A tak poza tym to Michael Bay i zarząd Paramountu powinni zapierdalać na galerze, za to co zrobili z tymi filmami. Pamiętam, jak jarałem się pierwszymi teaserami... pamiętam, jak nikt mi w szkole nie wierzył, że taki film powstaje. Później oni się jarali, jak 16 latek na seks z ładną panienką, a ja byłem wkurwiony. Film nazywa się "Transformers", a tych było jak na lekarstwo, za to ludzi i ich głupkowatego poczucia humoru, aż za dużo. Mam wielkie nadzieje wobec potencjalnego rebootu kinowego uniwersum Transformersów.
- Batman TAS/Casper - Rzadko kiedy lubię ugrzecznione bajki przeznaczone dla najmłodszych. Nie często się zdarza, bym zapamiętał kreskówkę, w której nie ma motywów przeznaczonych dla nieco starszych odbiorców lub bardziej rozbudowanej fabuły. "Casper" to dokładnie taki tytuł, a mimo wszystko jest na moim szczycie. Nie dość, że mam z tą bajką chyba najdokładniejsze wspomnienia (nadal są to głównie przebłyski i wycinki wspomnień, ale są one najdłuższe ze wszystkich + jest to jedna z moich pierwszych bajek, które bardzo śledziłem), to gdybym robił listę filmów, seriali, kreskówek, anime, książek etc. które miały na mnie największy wpływ, to ten przyjazny duszek byłby prawdopodobnie w pierwszej trójce. Wiem, że nacodzień jestem dość bucowatym typem, czasami nadmiernie sfrustrowanym (może na fp tego tak nie widać... wiadomo, staram się sprawiać pozory, haha), ale generalnie jestem takim "dużym, aspołecznym i chamowatym trollem, ale z dobrym serduszkiem". W dużej mierze to zasługa Caspra, a przede wszystkim wszystkich odcinków (ze szczególnym uwzględnieniem jednego z nich), w których duch pomaga zwierzętom. Widziałem ten epizod tylko raz w życiu, ale był on wystarczający. Dosłownie wrył mi się w pamięć i przez ponad 20 lat nie może opuścić mojej głowy. Dzięki niemu pokochałem zwierzęta i zasadniczo nie przepadam za ludźmi, którzy je krzywdzą. Chce mi się płakać, jak tylko zobaczę jakiegoś zwierzaka w ciężkich warunkach i staram się pomagać w miarę możliwości (kupując karmę w marketach, które wystawiają wózek na wrzucanie pokarmu dla zwierzaków z lokalnych TOZ-ów).
Rzecz jasna nie jest to jedyny powód. Główny bohater jest drugim powodem. Jego kreacja, jak i klimat kreskówki często mnie pozytywnie nastraja, a gdy czasami odpalam sobie jakieś odcinki na YouTube, to przypominają mi się przygody z czasów, gdy miałem 8, 9 lat. Fakt, że mieszkam w tym samym mieszkaniu, co wtedy i to, że niespecjalnie się różni od domu w tamtym czasie temu, tylko wzmacniają to wrażenie. Utożsamiałem się z postacią Caspra przez parę dobrych lat przy niektórych scenach z mojego życia. Dziś od czasu do czasu rzucę okiem na jeden odcinek i od czasu do czasu przeczeszę internet w nadziei, że ktoś wrzuci kiedyś wszystkie epizody i trafię na ten, który był jednym z najważniejszych "nagrań" jakie widziałem w swoim życiu. Wiem, dziwnie się to czytało... jakby to było o kimś innym. xD
Ale dobra, porzućmy bajki dla małych dzieci. Moim pierwotnym pierwszym miejscem był "Batman the animated series", lecz zapomniałem o Duszku i musiałem go gdzieś dodać. Postać Człowieka-Nietoperza towarzyszy mi również od dzieciaka. Wraz z wujkiem jeździłem do kina na Batmany (pamiętam do dziś wizytę w kinie na produkcji z Banem i Trującym Bluszczem, całe kino wyło zawyło ze śmiechu przy "narodzinach” dryblasa). Mój dobry kumpel z kolei, jest fanatykiem Gacka i od dzieciaka miał mnóstwo zabawek oraz zdaje się że licencjonowany kostium Batmana. Sama bajka, która leciała wtedy na Polsacie w ogóle mnie nie jarała. Postanowiłem obejrzeć serial ze 2.5 roku temu w wakacje. Co prawda widać, że kreskówka pochodzi z nieco innej epoki, ale w ogóle się nie zestarzała. Ba, Batman TAS jest jak wino - im starsze, tym lepsze. Tak jak dawniej , niespecjalnie mnie "robiło" intro do Gacka, tak przez ostatnie 10 lat, moim pierwszym skojarzeniem z Człowiekiem-Nietoperzem w jakiejkolwiek formie (film, komiks, serial, rozmowa z kumplami), jest intro do The Animated Series. Swoje zrobiła też ścieżka dźwiękowa (podobno każdy odcinek miał swój własny, niepowtarzalny soundtrack i z racji, że powiedział to UncleMroowa, to nie śmiem w to wątpić), która doskonale buduje klimat mrocznego, chłodnego Gotham. Ta kreskówka na wiele lat zdefiniowała to, czym "Batman" jest, jaki jest jego charakter, sposób działania, klimat opowieści, filmów, gier z jego udziałem. Zresztą, twórcom TAS-a zawdzięczamy również, przedstawienie bardzo szerokiej gamy Villianów z lore Gacka. Ponadczasowy Joker ze znakomitym Markiem Hammilem, Trujący Bluszcz, Clock King, Dwie Twarze, różni mafiozi... Dodajmy też Harley Quinn, która jest pomysłem twórców tej kreskówki (swoją drogą, ona nadal jest urocza, czasem nawet też wręcz kusząca).
Sceny przemocy zostały genialnie przemyślane w tym przypadku. Zwykłe dziecko widzi, to co powinno widzieć, ale dorosły dostrzega już szerszy kontekst (pokazywanie pewnych czynności w taki, a nie inny sposób lub pozostawianie bardzo szerokiego pole do swobodnej interpretacji). I powiem Wam, że zrobili to po prostu perfekcyjnie. Nie raz miałem wrażenie, że twórcy poszli o krok lub dwa za daleko, aczkolwiek moim zdaniem zostało to pokazane na tyle subtelnie, że dzieci raczej nie byłyby w stanie tego zrozumieć. Podobnie sprawa wygląda przy kreacji Batmana, jak i co ważniejszych złoczyńców. Ich zachowanie i działania nie obrażają inteligencji widza, są dość racjonalne i logiczne, a jednocześnie potrafią pokazać swoje "zło" w naprawdę subtelny sposób. Dzięki takiej dbałości o szczegóły, to można spokojnie oglądać z dzieckiem, on się będzie cieszył seansem, a dorośli będą mogli doceniać kunszt twórców. Mogę się o tym po prostu rozpisywać i rozpisywać, ale dużo lepsze materiały o tej kreskówce znajdziecie na YouTube (a na pewno u UncleMroowy albo innego Ichaboda). Dla mnie jest po prostu ponadczasowa i z całą pewnością puszczę ją swoim dzieciakom. Jeśli chcesz poznać świat "Batmana", to chyba trudno mi znaleźć lepszy sposób, niż zapoznanie się właśnie z tym serialem. Naprawdę warto, można się czasem zdziwić jego zaskakująco wysokim poziomem, zaiste, nie nie jestem w stanie wykrzesać ze swojej pamięci bajki, którą bym kiedykolwiek wyżej ocenił.
Inne, ważne dla mnie bajki:
Tajemnica Sagali - Mimo swoich wielu wad, niekiedy zbyt mocnego efektu cringe'u, to bardzo lubiłem niektóre seriale, które leciały w TVP w drugiej połowie lat ‘90. "Awantura o Basię", "Matki, żony i kochanki", no i właśnie rzeczona "Tajemnica Sagali" koprodukcji polsko-niemieckiej. Gdy oglądam te seriale, to przypominają mi się moje ulubione czasy. Nie chodzi tu o idealizację tamtych czasów, ani o nostalgię (nie przeczę, czasem jestem zbyt nostalgiczny albo nadmiernie idealizuję przeszłość, lecz w tym konkretnym przypadku chodzi o moje osobiste podejście). Po prostu od dziecka jestem zakochany w tym klimacie Polski z lat ‘90. Jasne, miał dużo swoich mrocznych odsłon, ale odkąd tylko pamiętam, to mam to zdanie. "Tajemnicę Sagali" widziałem w całości, w pełni świadomie, 3 razy. Raz jako dziecko, potem jako 13-latek, gdy była reemisja w TV, a później gdzieś w wieku 19, 20 lat. Pociekła mi łezka nostalgii i się zasmuciłem, że "Tajemnica Sagali" jest o wiele lepiej zrealizowana niż taka "Korona Królów"... Cóż, taka smutna kondycja naszej telewizji po prostu boli.
Voltron - Nigdy nie byłem zbyt specjalnym fanem "Voltrona". Za dzieciaka oglądałem tę bajkę z dwóch powodów - Peter Cullen jako aktor głosowy i wielkie roboty. Nigdy nie było mi dane obejrzeć tego w całości. Zresztą, nawet gdy miałem nieutrudniony dostęp do tej bajki, to nadmiar odcinków ze schematem "potwora tygodnia" (co było plagą tamtych czasów), skutecznie mnie od tego odciągał. Aczkolwiek nową wersję "Voltrona" kiedyś chętnie obejrzę Netfliksową wersję.
Pirates of Dark Water - Kolejna bajka z moimi ulubionymi, amerykańskimi aktorami głosowymi. Tym razem Petter Cullen i Frank Welker, którego możemy kojarzyć np. z roli Megatrona w starych "Transformersach". Jedna z wielu kreskówek, którymi się strasznie jarałem za dzieciaka, ale póki co, nie przytrafiła mi się okazja, by obejrzeć to w całości. Mimo wszystko, podchodziłem do tego serialu kilkukrotnie, często kończąc pod koniec pierwszej serii. Mam nadzieję, że kiedyś trafię na jej odcinki, jak w przypadku “Sandokana”.
My Little Pony - Tak, przyznaję się, jako dziecko oglądałem MLP. Na usprawiedliwienie swoich win mogę powiedzieć, że w ogóle nie jara mnie ta nowa seria, która ma tak irytujący i zajebiście atencyjny fandom. Już w liceum ta bajka zaczęła przyprawiać mnie o mdłości, aczkolwiek ma całkiem fajny, baśniowy klimat. Oglądałem głównie na kasetach VHS, choć jak leciało w TV, to co do zasady nie przełączałem kanału. Ot dobra bajka dla dzieci, z której się wyrasta, jak z wielu rzeczy.
To tyle ode mnie, jak wygląda lista Waszych ulubionych bajek z dzieciństwa?
Comments